wtorek, 30 czerwca 2015

Information

Rozdział powinien pojawić się po jutrze. Przepraszam - to z powodu tej cholernej klawiatury.
Bardzo was przepraszam za tak duże opóźnienie ;#

środa, 17 czerwca 2015

Trzy

Adeline: Ośrodek, jak go określiłaś, jest przytulnym miejscem, jednak nastolatki od 12 lub 13 roku życia traktują go jak więzienie. ;)

 Trzy
Pani dyrektor rozmawiała właśnie z nowo przybytym małżeństwem.
- Więc, szukają państwo.. - zaczęła pani dyrektor.
- Dziewczynki - uśmiechnął się mężczyzna.
- Dziewczynki.. - powtórzyła starsza kobieta - Proszę za mną..
Zaczęła szukać małej dziewczynki, która bawiła się sama lub z innymi dziećmi, jednak nie dostrzegła takiej.
Urocza blondynka, mająca trzydzieści trzy lata, zobaczyła siedzącego pod ścianą nastolatka. Wskazała go mężowi.
- Zobacz tego chłopca pod ścianą - szepnęła - Skoro tu jest, musi być do adopcji.
- Do czego zmierzasz ? - zapytał - Szukamy małej dziewczynki, nie chłopca, który wygląda jak półtorej nieszczęścia.
- A ten chłopiec ? - zwróciła się do starszej kobiety
- Zainteresował państwa ? - spytała - Bill Kaulitz, piętnaście lat. Chłopak po przeżyciach.
- Jakich ? - dopytywała się blondynka
- Może przejdziemy do mojego gabinetu - uśmiechnęła się pani dyrektor.
Weszli do budynku.
- Bill niedawno stracił brata bliźniaka, Toma. Potrącił go samochód, niedaleko tej placówki.
- O Boże... - przeraziła się blondynka
- Ich matka była w wieku Billa, kiedy zaszła w ciążę. Zmarła przy porodzie.
- A ojciec ? - zdziwiła się
- Można się domyślić, że jest w więzieniu - odparła - Bill nie ma już nikogo, nawet żadnych kolegów. Wpisaliśmy go na listę tylko dlatego, żeby nie był sam.
- Mhm. - westchnęła - Mogę na chwilę przeprosić ?
- Oczywiście - młodsza z kobiet wstała i złapała męża za rękę, wychodząc z nim za drzwi.
- Co ty wyprawiasz ?! Chyba nie chcesz...
- Skarbie, wiem, że plany były inne, ale.. Może moglibyśmy..
- Oszalałaś ?! Widziałaś, jak on wygląda ?! To pewnie nic dobrego o nim nie świadczy. Może gdyby był młodszy..
- Ogarnij się, bo nie ocenia się książki po okładce.. Mieliśmy wziąć dziewczynkę, ale pojawił się on. Jestem gotowa podać mu pomocną dłoń. A ty ?
Mężczyzna stał chwilę w zamyśleniu.
- No nie wiem.. - rzekł po chwili
- Zgódź się - spojrzała na niego
- Dobra, ale jeśli nie będzie się zachowywał to idzie do internatu.
- Przestań...
- Umowa stoi ? - zapytał
- Okej..
Mężczyzna skrzyżował palce za plecami. Zrobiło mu się żal chłopaka. Nie chciał, ale musiał grać surowego faceta.
Wrócili do gabinetu uśmiechnięci.
- Wie pani... My moglibyśmy go wziąć..
- Naprawdę ? - to zdanie zaskoczyło kobietę
- Nawet od razu - wtrącił mężczyzna.
- No dobrze - uśmiechnęła się szeroko - Co chcą państwo jeszcze o nim wiedzieć ?
- Problemy zdrowotne, dorastanie i tak dalej... - odparła nieśmiało blondynka.
- Alergia na ukąszenie kleszcza, lekka anoreksja... Chłopiec nie przeszedł jeszcze mutacji.
- Świetnie - prychnął mężczyzna - Zapomnijmy o jakimkolwiek biwaku.
- To, może chcielibyście państwo z nim porozmawiać ?
- Chętnie...
Całą trójką wrócili na dziedziniec, od razu zwracając się ku nastolatkowi.
- Zostawię was samych - rzekła cicho pani dyrektor i odeszła.
- Cześć, Bill - zaczęła nieśmiało blondynka - Jak się czujesz ?
Miał zamiar znowu przeklnąć, ale się powstrzymał.
- Do niczego. - odparł, blado spoglądając na kobietę.
- Dlaczego ? - usiadła przed nim
- Dwa miesiące temu mój brat został potrącony przez jakiegoś głąba. Straciłem jednocześnie brata i jedynego przyjaciela. Jestem skończony. Jedyne co mam, to to, że jestem mocny w gębie.
- Nie owijajmy już w bawełnę, Stephi - wtrącił jej mąż. Chłopiec lekko się nastroszył. - Adoptujemy cię.
Bill podniósł głowę trochę wyżej. Udało się.
- Delikatnie - prychnęła kobieta - Miało być delikatnie.
Kąciki ust chłopca delikatnie się uniosły. Błysk w jego oku.
- To oni. To moja rodzina. - pomyślał

---

Był już spakowany. Do dodatkowej torby spakował kilka rzeczy Toma - kilka tiszertów, parę spodni, zaplamioną krwią czapkę, paczkę jego papierosów i zeszyty z rysunkami.
- Gotowy ? - zapytała Stephie. Przytaknął.
Kiedy wyszli na dziedziniec, obejrzał się za siebie.
- Piętnaście lat - pomyślał z łzami w oczach - Nie mieliśmy łatwo, co nie, Tom ? Dopóki nie zmienili wychowawców. Ale naprawdę, było już za późno. Przeklinanie i inne wybryki weszły nam już w krew. Nara..
Wsiedli do samochodu i powoli ruszyli. Bill oparł głowę o szybę i patrzył na bezchmurne niebo. Ponad półtorej godziny drogi przed nimi.
Warto, bo warto. Ale fakt faktem, nie mógł się doczekać dojazdu na miejsce. Zmorzył go sen, gdyż nie spał pół nocy z podekscytowania. Przymrużył oczy i zasnął.
Stephie, widząc Billa śpiącego, uśmiechnęła się do męża.
- Dobrze, że go wzięliśmy. - szepnęła.
- To się jeszcze okaże. - odparł, również szepcząc.
- Jak będziesz źle nastawiony, on to wyczuje i będzie zniechęcony.
- Przepraszam, ale miałem nadzieję, że do Hamburga wrócimy z dziewczynką.
- Coś ty się tak uparł, chcieliśmy, to pomogliśmy, ale komuś innemu. Jak ty byś się czuł, gdyby ktoś zrezygnował z twojej adopcji ? Chciałbyś tak ?
Po chwili pokiwał przecząco głową.
- No to weź się już nie udzielaj.
Bill obudził się po trzydziestu minutach, całkiem zdezorientowany.
- Gdzie jesteśmy ? - zapytał podnosząc się rękami i wyglądając przez okno.
- Zatrzymujemy się na śniadanie. Zakładam, że jesteście głodni - odparł David.
Wysiedli z samochodu. Bill nie spuszczał wzroku z kobiety, żeby jej nie zgubić.
- Co zamawiamy ?
- Ja chętnie zjem zupę owocową. - uśmiechnęła się
- A ja zjem fileta z kurczaka z dodatkami. A ty ? - skierował do Billa
- Ja... Em...- zaczął, ślepo patrząc na kartę dań - Może pyzy w sosie pomidorowym.
- Pysznie ! - zaśmiała się Stephie. - Wyjdzie 15 euro.
Do stolika podeszła młoda kelnerka.
- Co podać ? - zapytała
- Filet z kurczaka z dodatkami, zupę owocową i pyzy w sosie pomidorowym.
- Nie mamy sosu pomidorowego, czy może być pieczeniowy ? - spojrzała wymagająco na nastolatka. Skinął tylko głową. - Coś do picia ?
- Trzy tymbarki. Smak obojętny.
- To będzie 21, 30 euro.
Kiedy otrzymała zapłatę, wróciła do kuchni. Prawie wszystkie stoliki były zajęte. Ten bar musi dobrze zarabiać, skoro ludzie tak chętnie tu przychodzą.

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Dwa

Do Adeline: Przeklinania dużo, gdyż pochodzi z domu dziecka, a tam najwięcej uczą ich starsi ;)
Dziękuję, że jesteście, komentujecie i wam się podoba. Kiedy komentujecie wiem, że jest ktoś, kto to w ogóle czyta :*

Dwa.

W końcu jednak sen zmorzył chłopca. Zasnął w tej samej pozycji, w której siedział cały dzień. Nie jadł, nie pił. Siedział tylko i myślał, co dalej.
- Może by tak - zaczął - Dać się adoptować? - szepnął w stronę okna.
Nagle przypomniał sobie słowa brata: " Nie daj się adoptować. Tym bardziej, jeśli będziemy musieli się rozdzielić. Nie damy dup, pamiętaj. "
- Cholera, Tom. Nie ma sensu, żebym tu dłużej siedział. Niedługo zaczną się tu zjeżdżać rodziny. Wiem, że jestem za stary, ale masz trzymać za mnie kciuki! Trzeba iść dalej, ty też pamiętaj. I chociaż to ja mam największego pecha na całym świecie, to może ktoś się nade mną zlituje?
- Bill? - usłyszał nagle dobrze znany mu głos.
- Tom? - czarnowłosy wstał i z niedowierzaniem spojrzał na niższego od siebie " dredziaża ". - Gdzie ja jestem?
- We śnie. Tej, rozpierdoliłeś pół pokoju!
-Wiem... A skąd ty wiesz? - Zdziwił się - Oj idioto. Widzę cię i słyszę. - Podszedł do czarnowłosego i strzelił mu liścia. - Za co?! - potarł bolący policzek - Za skurwesyna. - Od parł, i uderzył ponownie - A to?! - Za pojebańca. - powiedział i kopnął w kostkę brata - A to za.. - Za egoistę. Wiem - Dobra, teraz na poważnie. Masz rację, jesteś za stary. Za trzy lata skończysz 18 lat, więc na cholerę ci adopcja? - Tom, nie mam nikogo. Żadnego kumpla. Ciebie. Chcę, żeby ktoś się mną zainteresował. - Ty cwelu. Pogadaj z chłopakami, oni Napewno przyjmą cię do siebie. - Ajajajaj! Ty nic nie rozumiesz? Jestem sam czyli szansa na adopcję wzrasta. Jestem w miarę na adopcję, więc poziom w górę. Straciłem jedyną bliska mi osobę. Level up. Plus mam lekką depresję - level complet. - Ale żeś dowalił - wybuchnął śmiechem - Wymyśliłeś depresję, wiem to. - No okej, może tak. Ale reszta to prawda! - Dobra, pozwolę ci. Ale wybieraj - albo cię adoptują, będziesz happy i tak dalej, ale zobaczymy się przy twojej śmierci, albo zostaniesz tutaj i będziesz widywał mnie codziennie. - Żegnaj Tom uśmiechnął się delikatnie i pomagał mu na dowidzenia.
Kilka sekund później jego oczy były już otwarte. - Co to w ogóle było?! - zapytał sam siebie ze zdumieniem - Tom! Widziałem go! Niesamowite! Wstał powoli, gdyż bolące kolana ograniczały mu ruchy. - Boże!! - Usłyszał głos pani Frazowskiej- byłeś tu cały czas - Nie widać? - burknął, na co kobieta wyjęła komórkę z kieszeni i zadzwoniła, jak mniemał, do dyrektorki. - Znalazł się - rzekła - U siebie w pokoju. Tak. Czekam.
Nauczycielka pomasowała czoło widząc w jakim stanie jest połowa pokoju Billa. - Co tu się stało? - Spytała spokojnie - Wyladowalem agresję. Nikt nie słyszał, jak krzyczałem? - Prychna - każde dziecko na tej placówce dużo krzyczy. Gdybyśmy za każdym razem, które, dostali byśmy na głowę.
- Magia tego więzienia. - skomentował w myślach.
Do pokoju weszła starsza, ruda kobieta, ze słabym makijażem, która na widok tego bajzlu, cofnęła się trochę.
- Rozładowanie agresji. - wyjaśniła młodsza z kobiet.
- Bill, chciałabym z tobą poważnie porozmawiać. - zaczęła. Chłopiec skinął głową. - Sam, na sam. - dodała po chwili.
- No tak, już idę. - uśmiechnęła się lekko i wyszła.
- Może przejdźmy na tamtą połowę, hmm?
- Dobrze. - powiedział nieśmiało.
- Może najpierw powiedz mi, jak się czujesz? - zaczęła delikatnie kobieta.
- Szczerze? Chujowo, do dupy, wszystko mi jedno.
- Mhm. - przytaknęła - A powiedz mi, co masz zamiar teraz zrobić?
- Nie wiem. - nastąpiła chwila ciszy.
- Powiedz mi, czy.. - rzekła niepewnie - Czy chciałbyś zostać adoptowany? - na jej słowa chłopak podniósł głowę. - No wiesz, jeśli ktoś się będzie chciał ci pomóc, to czy i ty...
- Wszystko mi jedno. - odparł ozięble.
- Mhm. Więc damy ci szansę i wpiszemy cię na listę adopcyjną, dobrze? - znów przytaknięcie. - I jeszcze jedno, posprzątaj tu, dobrze?
- Mhm. - szepnął.
Kiedy dyrektorka opuściła pokój, kąciki ust chłopca lekko się uniosły.
- Dostałem szansę, Tom. - szepnął w stronę okna. - Kur, teraz sprzątnij ten jubel, bo będziesz miał przesrane.
Zabrał się do roboty. Zniszczoną lampkę wymienił na lampkę brata i podłączył ją do gniazdka. Pościel ułożył z powrotem na łóżku, a półeczkę z książkami znowu zawiesił na ścianie. Posprzątane.

Przez następne dni nie było mu lepiej. Cały czas był sam, częściej brano go do tablicy, żeby o tym nie myślał. Bill jednak, w ogóle nie myślał o wyliczeniu ułamka dziesiętnego czy zaznaczeniu spójnika. Nauczyciele nie wpisywali mu jedynek, litowali się. Bill był tylko biednym, zagubionym dzieckiem, które ma swój świat.

-- Dwa miesiące później --

- Witajcie kochani. Niektórzy z was niedługo zostaną adoptowani, a może nawet wszyscy! - skierowała do dzieci, których było około dwudziestu pięciu, i do Billa, jedynego obecnego na sali nastolatka. - To ważne, żeby każde dziecko miało dom i rodzinę. Biologiczną czy nie, nieważne. Więc, jak co roku, czas wakacyjny poświęcicie na ciężką pracę.
Bill siedział na końcu, oparty o ścianę i uważnie słuchał.
- Jest taka sama, jak pięć czy sześć lat temu.. - pomyślał.
Co chwilę odwracały się do niego jakieś dzieci i mierzyły go wzrokiem. Billa strasznie to denerwowało. Nie lubił dzieci.
Kiedy całe spotkanie się skończyło, do budynku zaczęło wchodzić coraz więcej małżeństw. Dzieci i Bill zostały wyprowadzone na plac zabaw. Chłopak usiadł przy ścianie i obserwował na zmianę - raz dzieci, raz dorosłych.

sobota, 6 czerwca 2015

Jeden

Jeden.
Dom dziecka, 27 kwietnia. Przerwa przed matematyką.
- Tom, ja nie idę. Mam złe przeczucia, a za ucieczkę masz minus 30 punktów. Tom, ty masz już minus 60 !
- Wyluzuj. Drugi raz do poprawczaka nie pójdę. Spokojnie !
- Ja nie idę. Mogę kraść, spuszczać balony z wodą na Frazowską, malować okna na czarno. Ale wolę siedzieć tu, niż szwendać się na dworze.
- Jak chcesz. Nudź się sobie na matmie, ja pójdę sobie do kina.
- Za co?
- Bill? Czy ty, kurwa, masz 7 czy 15 lat ?
- Dobra, idź se już. Zaraz mam lekcję.
- Pff... Luzer. - odparł chłopak i ruszył w stronę wyjścia.
Zabrzmiał dzwonek. Czarnowłosy chłopiec wziął swoją torbę i udał się do klasy matematycznej.

- 20 minut później -

Bill rysował właśnie w zeszycie, kiedy usłyszał głos nauczycielki:
- Kaulitz,  gdzie jest Tom ?
- Po pierwsze to ja też mam imię. A po drugie - nie wiem. Pewnie siedzi w pokoju.
- Ach tak? - zapytała ironicznie - I co tam robi ?
- Pewnie sobie wali, jak w każdy wtorek. - odparł,  na  co wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Minus trzydzieści punktów dla Billa K. - powiedziała do  mnie. A w nagrodę obliczysz ostatnie siedem przykładów.
- Coooo? - powiedział zrezygnowany - Na pewno nie.
Rozmowę tą przerwała pani dyrektor, która  nerwowo spojrzała ku  czarnowłosemu chłopcu.
- O, właśnie pani była mi... - zaczęła Szlagowsky, ale dyrektorka jej przerwała.
- Nie teraz. Chciałabym zwolnić Billa. - powiedziała - Spakuj rzeczy i chodź ze mną.
- Ale ja nic nie zrobiłem - powiedział chłopak, nieco zdziwiony rozkazem dyrektorki.
- Wiem. Chodź.
Chłopak zgarnął ręką zeszyt i długopis do torby, a przerzuciwszy ją przez ramię podszedł w stronę starszej kobiety.
- Ja nic nie zrobiłem - powtórzył, kiedy obydwoje znaleźli się na korytarzu.
- Nie o to chodzi. - rzekła drżącym głosem - Powiedz mi, czy wiesz, gdzie teraz jest Tom?
Chłopak zamilkł szukając alibi dla brata.
- Tak czy nie?! - Podniosła trochę głos.Chłopiec przecząco pokiwał głową, a kobieta załamała ręce. - Chodź, musisz coś zobaczyć. - Chłopak nie wiedział, o co może chodzić.Złapali go, czy nie złapali? Bill zobaczył na rogu ulicy radiowozy policyjne i grono ciekawskich ludzi. Zaczął się niepokoić.
- Chodź. - Ruszyła w stronę całego zamieszania. Policjanci kazali rozproszyć się ludziom, ci jednak zrobili to niechętnie. - Ostrzegam, to może być dla ciebie zbyt mocne. Rozumiesz? Bill kiwnął głową na ''tak''. Kobieta westchnęła i odstąpiła w bok, pozwalając zobaczyć chłopcu, po co go tu zaciągnęła.
Ciemno - brązowe oczy Billa zrobiły się okrągłe jak monety. Źrenice znacznie się poszerzyły, a do oczu napłynęły łzy. Z uchylonymi ustami biegiem ruszył w stronę samochodu, prawie się wywracając. Widok dla tego chłopaka nie był przyjemny. Zbliżył się jeszcze trochę do pojazdu. Przez litry łez widział tylko rozmazany obraz leżącego przed nim ciała swojego brata.
- To nie jest Tom - przygryzł doła wargę. - Tom jest w kinie, wiem to. - Przykro mi, Bill. - Położyła rękę na jego ramieniu - To nie możliwe - powiedział ochrypniętym głosem. Wszystkie łzy spłynęły mu po policzkach. Chłopak kucnął czy zwłokach. Zaczął uderzać brata w policzek, z nadzieją, że ten zaraz się obudzi.
Jeden z policjantów podniósł go i odsunął w tył, lecz Bill nie zamierzał rozstawać się z bratem. Zaczął się szarpać i pchać do przodu. Patrzył, jak zawijają go w czarny worek. Jedyne, co otrzymał po bracie, to jego zakrwawiona czapka.

---

Wrócił do małego pokoiku trzaskając drzwiami. Złapał się za włosy i zaczął je szarpać, ciągnąć i czochrać. Następnie kopnął w nogę swojego łóżka. Nie jęknął z bólu. Nawet go nie poczuł. Rozrzucił swoją pościel po pokoju. Swoje książki zrzucił z półki. Półkę zdjął i cisnął nią w ścianę. Wyrwał kabel z lampki nocnej, rzucając nim w drzwi. Swoją połowę rozszarpał, zaś połowę Toma zostawił nie naruszona. Staną na środku pokoju i złącza głośno krzyczeć, znów szarpać się za włosy. Wkońcu usiadł w kącie przy szafie i skulił się. Nie zamierzał dziś spać.
- Ty jebany skurwysynie, ty jebany pierdolcu, ty powalony egoisto! - krzyknął do pustego łóżka swojego brata. Kochał go. Tom był jedyną mu bliska osobą. Teraz został całkiem sam. Bill nie miał żadnych kolegów, ciągle spacerował z Tomem.
- Co mam teraz bez ciebie robić? - zapytał - Zostawiłeś mnie całkiem samego. Odszedłeś. Kurwa!