Zawieszam bloga. Nie podoba mi się ta historia, po prostu.. Nie mam na niego weny. Zostaje mi tylko onlywetogether.blogspot.com
Pozdrawiam, Anita Kaulitz.
poniedziałek, 10 sierpnia 2015
środa, 5 sierpnia 2015
Osiem.
Z jakichś dziwnych powodów technicznych rozdział siódmy zniknął, ale przywróciłam go do życia.
Dziękuję, że jesteście <3
Nie wiem, jakoś ciężko pisze mi się te rozdziały.. Coś jest nie tak. Ale spokojnie, będę się codziennie dwie godziny wysilać, żeby rozdziały były ciekawe ;)
Osiem.
Siedział już trzy godziny nad książką, zeszytem i ćwiczeniami. Starał się poduczyć zadań na przód, żeby zaliczyć lepszą ocenę niż trzy. Chciał dostać laptopa, nie zależało mu na telefonie. Chciał mieć dostęp do internetu, czego niestety nie dałaby mu komórka.
Usłyszał ciche pukanie do drzwi i odwrócił głowę w ich stronę. W drzwiach pojawił się David.
- I co? - spytał, podchodząc bliżej - Włazi ci coś, do tej pustej mózgownicy?
Zawsze musiał my dociąć. Nawet wtedy, kiedy sprawa dotyczyła nauki.
- I tak cię nie lubię. - odparł, próbując się odgryźć - Zaczynam na nowo rozumieć mnożenie ułamków dziesiętnych, ale dzielenie pisemne normalnych liczb nadal sprawia mi problemy.
- Kurczę, pani dyrektor nie mówiła, że jesteś taki ciemny. - prychnął i przysiadł się do nastolatka.
Ten z obrzydzeniem przyjął obok siebie mężczyznę.
- A mi nie mówiła że adoptują mnie Piękna i Bestia. - dogryzł mu i zerknął na swoje zapiski z zeszytu.
- No, można powiedzieć, że patrząc na TE obliczenia a na obliczenia z przed dwóch tygodni to robisz postępy. - przyznał, obserwując każdą cyferkę.
- Dasz mi już spokój? - spytał w końcu - Idź sobie.
- Młody, nie pogrywaj. Ja chcę tylko, żebyś spokojnie skończył tę klasę.
- Ja wiem, ale idź sobie. Chcę zostać sam.
David poczuł ukłucie w sercu. Zrobiło mu się żal chłopaka. Naciskał, a ten przecież pół roku temu stracił brata. Jest w nowej sytuacji, ma rodziców, chodzi do normalnej szkoły.. Do tego dochodzą te nękania ze strony syna Brownów.
- Bill? - spytał, kiedy miał już wychodzić - Gdybyś naprawdę chciał pogadać, ja albo Stephie nigdy ci nie odmówimy.
Bill nie czuł się dobrze po słowach ojca. Żałował, że bawi się z nim docinkami, skoro spokojnie powinien przyjąć krytykę. David jest starszy, skończył szkołę. A co najważniejsze - on też był nastolatkiem.
Położył się na łóżku. Do głowy przyszło mu jedno słowo - zapalić. Miał ochotę trochę się odciągnąć. Co z tego, że w ukryciu, że w łazience i w niemałym stresie. Mógłby zapalić nawet, jeśli siedziałby w kartoniku po butach.
Wyciągnął paczkę papierosów z torby spod łóżka i energicznie wstał. Poszedł do łazienki i zapalił światło, gdyż było już trochę ciemno. Zakluczył drzwi i spuścił wodę, tym samym odpalając papierosa.
- Ja chcę ci już zaufać, Tom. Ale jakoś nie mam pewności, co do ciebie. - widział w głowie kolegę z ławki - Muszę zdradzić ci jakiś sekret. A jeśli zapewnisz mnie, że nikt się o tym nie dowie, będę wiedział. Będę wiedział, po prostu. Powiem ci wtedy, dlaczego tak się na ciebie gapiłem. Odzyskam Toma, mojego Toma. Nareszcie.
Spalił papierosa i usunął wszystko, co mogłoby go pogrążyć w sprawie nałogu. Zapach tytoniu na szczęście szybko się usunął.
Wziął szybki prysznic i przejrzał się w lustrze, głęboko wzdychając. Odrosty. To jego najgorsza udręka.
Wybiegł z łazienki w samych bokserkach i wparował do salonu.
- Macie może czarną farbę?
- Co się stało? - spytała Stephie
- Odrosty mi się robią. - odparł, przejeżdżając palcami przez włosy.
Małżeństwo westchnęło, z trudem powstrzymując się przed roześmianiem się. Dla Davida, bo brzmiał jak jego młodsza siostra w jego wieku, Dla Stephie, bo wyglądało na to, że zamiast nastolatka adoptowali nastolatkę.
Zrezygnowany wrócił do pokoju.
- Nie pokażę się tak w szkole. - pomyślał, ubierając czyste rzeczy.
Poczekał do pierwszej w nocy, zarzucił jedną z bluz Toma na siebie i po cichu wydostał się z pokoju.
Wszedł do salonu. Na kanapie zauważył torebkę Stephie. Nie chciał jej okradać, ale to była ostateczność. Z resztą, odda jej. Jeśli znajdzie pracę na wakacje, wszystko jej odda. Wyciągnął z portfela dwadzieścia euro. Na palcach wrócił do pokoju i zakluczył drzwi, dla pewności.
Otworzył okno i wyskoczył przez nie, wychodząc na ulicę. Pokierował się do centrum.
Miał nadzieję, że znajdzie się chociaż jeden całodobowy sklep, w którym kupi farbę. Nie mógł pokazać się z odrostami, Connor zamęczyłby go na śmierć.
Spalił papierosa i usunął wszystko, co mogłoby go pogrążyć w sprawie nałogu. Zapach tytoniu na szczęście szybko się usunął.
Wziął szybki prysznic i przejrzał się w lustrze, głęboko wzdychając. Odrosty. To jego najgorsza udręka.
Wybiegł z łazienki w samych bokserkach i wparował do salonu.
- Macie może czarną farbę?
- Co się stało? - spytała Stephie
- Odrosty mi się robią. - odparł, przejeżdżając palcami przez włosy.
Małżeństwo westchnęło, z trudem powstrzymując się przed roześmianiem się. Dla Davida, bo brzmiał jak jego młodsza siostra w jego wieku, Dla Stephie, bo wyglądało na to, że zamiast nastolatka adoptowali nastolatkę.
Zrezygnowany wrócił do pokoju.
- Nie pokażę się tak w szkole. - pomyślał, ubierając czyste rzeczy.
Poczekał do pierwszej w nocy, zarzucił jedną z bluz Toma na siebie i po cichu wydostał się z pokoju.
Wszedł do salonu. Na kanapie zauważył torebkę Stephie. Nie chciał jej okradać, ale to była ostateczność. Z resztą, odda jej. Jeśli znajdzie pracę na wakacje, wszystko jej odda. Wyciągnął z portfela dwadzieścia euro. Na palcach wrócił do pokoju i zakluczył drzwi, dla pewności.
Otworzył okno i wyskoczył przez nie, wychodząc na ulicę. Pokierował się do centrum.
Miał nadzieję, że znajdzie się chociaż jeden całodobowy sklep, w którym kupi farbę. Nie mógł pokazać się z odrostami, Connor zamęczyłby go na śmierć.
- Jest! - krzyknął cicho i wbiegł do sklepu.
Uśmiechnął się do ekspedientki i pobiegł w głąb pomieszczenia.
Dziewczyna poczuła ukłucie w brzuchu. Pomyślała, że taki smarkacz powinien dawno spać, a nie kręcić się po mieście. Ruszyła w jego stronę.
- W czym mogę pomóc? - spytała delikatnie i z uśmiechem.
- Czarną farbę do włosów.. Najlepszą, długotrwałą.
- Proszę bardzo - podała mu pudełko z najniższej półki. - Chodźmy do kasy.
Nastolatek grzecznie podążył za pracownicą. Wyciągnął z kieszeni pieniądze i położył na ladzie.
Wydał na tą farbę wszystko, ale ekspedientka zapewniła go, że farba utrzymuje się do czterdziestu myć.
- Dobry zakup - pomyślał w drodze powrotnej.
Nic się nie zmieniło. Było ciemno, a okno nadal było otwarte. Nie było go jakieś... Pół godziny?
Wlazł z powrotem i ściągając buty wszedł do łazienki. Rozmieszał farbę i warstwowo nakładał na włosy. Po godzinie umył głowę i wysuszył włosy. Mógł iść spać.
Pośpiesznie zdjął ubrania i położył się do łóżka.
"
- Masz kasę? - spytał w drodze Tom
- Niby skąd? - prychnął Czarny oburzony.
- No nareszcie! - wydarł się bliźniak - Mogę cię czegoś nauczyć!
---
- Nie będę kradł! Pojebało cię! - krzyknął, patrząc w oczy swojego brata.
- Chcesz tą farbę? To będziesz kradł!
- Dobra! Ale ty za to też pomalujesz włosy!
- Ocipiałeś chyba! Bill, kocham cię, ale nie zrobię z siebie frajera. Mam swoją godność.
- Jesteś również bardzo szczery. - rzekł Bill - Do bólu szczery..
- No sorry, ale mi czerń nie pasuje. Patrz, tam jest jakaś babcia. Mówię ci, ona ma wnuczkę. Podejdź do niej, powiedz, że jesteś kolegą wnuczki. Poproś ją o pieniądze, bo ta zapomniała. Kapujesz?
Zestresowany podszedł do staruszki i powiedział, że jej wnuczka zapomniała pieniędzy z domu.
Staruszka bez problemu wręczyła mu trzydzieści euro.
- Twoja farba i mamy nawet na dwa piwa. - uśmiechnął się Tom.
"
Usłyszał, jak David i Stephie się kłócą. Pośpiesznie się ubrał i wyjrzał na korytarz, nasłuchując kłótni.
- To niby gdzie one są?! - domyślił się, że chodzi o pieniądze.
- Nie wiem! Ja nie brałem! - krzyknął David.
- To niby kto?! Krasnoludki?!
- Może ten gówniarz je zabrał! Nie jest święty! - wrzasnął mężczyzna.
Cisza. Bill szybko trzasnął drzwiami i rzucił się na łóżko udając, że przegląda plecak.
Do pokoju wbiegła wściekła blondynka. Chłopak starał się zachować spokój.
- Wziąłeś pieniądze? - spytała spokojnie, choć nadal była zła.
- Jakie pieniądze?
- Z mojego portfela zniknęło dwadzieścia euro. Masz z tym coś wspólnego?
Zamyślił się chwilę. Powiedzieć? Przyznać się, że tylko pożyczył? A może ujdzie mu płazem i się nie zdradzi?
- Bill? - spytał David, opierając się o ramę drzwi - Ukradłeś te pieniądze?
Spanikował. Cholera by cię wzięła, człowieku!
- Ja.. - wydusił z siebie.
- Wiedziałem. - rzekł rozdrażniony mężczyzna. - Coś ty sobie myślał? Trudno było poprosić o te powalone dwadzieścia euro? Nie można kraść!
- Ja..
- Nie, Bill. Nie będziemy tak się bawić. Oddaj mi te pieniądze, proszę. - Stephie podeszła bliżej łóżka.
- Ja ich nie... Ja ich nie mam.. - spuścił wzrok, wbijając go w podłogę.
- Coś ty z nimi zrobił?!
- Poszedłem w nocy do centrum, do całodobowego.. Kupiłem sobie farbę..
- Cholera jasna! No, ale jakaś reszta na pewno ci została! Przyznaj się!
- Nie! - Bill uniósł głos - Nie została! Ja nie chciałem ich kraść! Pożyczyłem! We wakacje znajdę jakąś pracę, oddam ci te pieniądze! Ja ich nie ukradłem, tylko pożyczyłem!
Stephie złagodniała.. Przemówił do niej. Uspokoiła się. Ucieszył ją fakt, że nastolatek chce pracować z własnej woli i to we wakacje.
- Dobrze już... - uśmiechnęła się. - Chodź na śniadanie. Widzę, że się już ubrałeś.
Bill nie czuł się dziś swojo. David rzucał mu denerwujące spojrzenia, które tylko stresowały go przed dzisiejszą kartkówką ustną.
Wcinał płatki jednocześnie powtarzając definicje ułamków, pierwiastków, mnożenia i dzielenia pisemnego, liczby pi i potęgowania.
Niby takie proste tematy, ale od tej pytaniny mogła zależeć ocena Billa na pierwsze półrocze.
Uśmiechnął się do ekspedientki i pobiegł w głąb pomieszczenia.
Dziewczyna poczuła ukłucie w brzuchu. Pomyślała, że taki smarkacz powinien dawno spać, a nie kręcić się po mieście. Ruszyła w jego stronę.
- W czym mogę pomóc? - spytała delikatnie i z uśmiechem.
- Czarną farbę do włosów.. Najlepszą, długotrwałą.
- Proszę bardzo - podała mu pudełko z najniższej półki. - Chodźmy do kasy.
Nastolatek grzecznie podążył za pracownicą. Wyciągnął z kieszeni pieniądze i położył na ladzie.
Wydał na tą farbę wszystko, ale ekspedientka zapewniła go, że farba utrzymuje się do czterdziestu myć.
- Dobry zakup - pomyślał w drodze powrotnej.
Nic się nie zmieniło. Było ciemno, a okno nadal było otwarte. Nie było go jakieś... Pół godziny?
Wlazł z powrotem i ściągając buty wszedł do łazienki. Rozmieszał farbę i warstwowo nakładał na włosy. Po godzinie umył głowę i wysuszył włosy. Mógł iść spać.
Pośpiesznie zdjął ubrania i położył się do łóżka.
"
- Masz kasę? - spytał w drodze Tom
- Niby skąd? - prychnął Czarny oburzony.
- No nareszcie! - wydarł się bliźniak - Mogę cię czegoś nauczyć!
---
- Nie będę kradł! Pojebało cię! - krzyknął, patrząc w oczy swojego brata.
- Chcesz tą farbę? To będziesz kradł!
- Dobra! Ale ty za to też pomalujesz włosy!
- Ocipiałeś chyba! Bill, kocham cię, ale nie zrobię z siebie frajera. Mam swoją godność.
- Jesteś również bardzo szczery. - rzekł Bill - Do bólu szczery..
- No sorry, ale mi czerń nie pasuje. Patrz, tam jest jakaś babcia. Mówię ci, ona ma wnuczkę. Podejdź do niej, powiedz, że jesteś kolegą wnuczki. Poproś ją o pieniądze, bo ta zapomniała. Kapujesz?
Zestresowany podszedł do staruszki i powiedział, że jej wnuczka zapomniała pieniędzy z domu.
Staruszka bez problemu wręczyła mu trzydzieści euro.
- Twoja farba i mamy nawet na dwa piwa. - uśmiechnął się Tom.
"
Usłyszał, jak David i Stephie się kłócą. Pośpiesznie się ubrał i wyjrzał na korytarz, nasłuchując kłótni.
- To niby gdzie one są?! - domyślił się, że chodzi o pieniądze.
- Nie wiem! Ja nie brałem! - krzyknął David.
- To niby kto?! Krasnoludki?!
- Może ten gówniarz je zabrał! Nie jest święty! - wrzasnął mężczyzna.
Cisza. Bill szybko trzasnął drzwiami i rzucił się na łóżko udając, że przegląda plecak.
Do pokoju wbiegła wściekła blondynka. Chłopak starał się zachować spokój.
- Wziąłeś pieniądze? - spytała spokojnie, choć nadal była zła.
- Jakie pieniądze?
- Z mojego portfela zniknęło dwadzieścia euro. Masz z tym coś wspólnego?
Zamyślił się chwilę. Powiedzieć? Przyznać się, że tylko pożyczył? A może ujdzie mu płazem i się nie zdradzi?
- Bill? - spytał David, opierając się o ramę drzwi - Ukradłeś te pieniądze?
Spanikował. Cholera by cię wzięła, człowieku!
- Ja.. - wydusił z siebie.
- Wiedziałem. - rzekł rozdrażniony mężczyzna. - Coś ty sobie myślał? Trudno było poprosić o te powalone dwadzieścia euro? Nie można kraść!
- Ja..
- Nie, Bill. Nie będziemy tak się bawić. Oddaj mi te pieniądze, proszę. - Stephie podeszła bliżej łóżka.
- Ja ich nie... Ja ich nie mam.. - spuścił wzrok, wbijając go w podłogę.
- Coś ty z nimi zrobił?!
- Poszedłem w nocy do centrum, do całodobowego.. Kupiłem sobie farbę..
- Cholera jasna! No, ale jakaś reszta na pewno ci została! Przyznaj się!
- Nie! - Bill uniósł głos - Nie została! Ja nie chciałem ich kraść! Pożyczyłem! We wakacje znajdę jakąś pracę, oddam ci te pieniądze! Ja ich nie ukradłem, tylko pożyczyłem!
Stephie złagodniała.. Przemówił do niej. Uspokoiła się. Ucieszył ją fakt, że nastolatek chce pracować z własnej woli i to we wakacje.
- Dobrze już... - uśmiechnęła się. - Chodź na śniadanie. Widzę, że się już ubrałeś.
Bill nie czuł się dziś swojo. David rzucał mu denerwujące spojrzenia, które tylko stresowały go przed dzisiejszą kartkówką ustną.
Wcinał płatki jednocześnie powtarzając definicje ułamków, pierwiastków, mnożenia i dzielenia pisemnego, liczby pi i potęgowania.
Niby takie proste tematy, ale od tej pytaniny mogła zależeć ocena Billa na pierwsze półrocze.
środa, 22 lipca 2015
Siedem.
Tak sobie patrzę na szósty rozdział i myślę, że chyba jednak historia się nie podoba :/
Albo inaczej, nie podoba wam się to, jak ja piszę, ale historia jest spoko.
Oceńcie, proszę was, wszystko ogólne w komentarzu. Chcę wiedzieć, czy mam pisać blogi dalej, czy nie.
Tymczasem łapcie następny rozdział [ mam nadzieję, że nie będzie to ostatni ].
Siedem
Następnego ranka, podczas gdy Stephie i David siedzieli w kuchni, Bill wkradł się do ich łazienki w celu znalezienia pudru. Nie mógł pokazać się w szkole z gigantycznym siniakiem nad okiem.
Gdy już go znalazł nie czekał i od razu nałożył go na łuk brwiowy, starannie omijając samą brew.
- Bill? Wstałeś? - usłyszał wołanie
- Tak, zaraz przyjdę! - krzyknął i odłożył puder, cicho wychodząc z sypialni rodziców.
Wbiegł do kuchni. Na szczęście nikt nie widział, skąd.
- Smacznego - Stephie położyła na stole talerz z jajecznicą - Dziś pan Brown przyjedzie do szkoły.
- Rany, musi? Connor mnie zabije! - jęknął i chwycił za widelec, zabierając się za jedzenie.
- Nie zostawimy tak tego. Chłopaka trzeba jakoś wyprostować. A ty, Bill, mógłbyś się jakoś bronić!
- Ta, jasne, jak ich było pięciu na jednego to jak miałem się bronić?
- Nie marudź już, i kończ jeść. Zaraz jedziemy. - skarciła go zabawnie i zaczęła się ubierać.
Dziś był wyjątkowo chłodny dzień. Ale cóż się dziwić, w końcu to jesień.
Chłopak odłożył talerz do zlewu i zarzuciwszy skórzaną kurtkę, chwycił z pod ściany plecak.
Pożegnał się z Davidem i wybiegł prosto do samochodu.
- Czy ty mi możesz powiedzieć, jakim cudem wytrzymałeś w tym sierocińcu?
- No proste, że dzięki Tomowi - prychnął uśmiechając się
- Zrobisz coś dla Toma? - spytała, a Bill chwilę zastanawiał się zdziwiony.
- Pewnie, wszystko zrobię dla Toma, a c...
- Przestań być taką ślamazarą i naucz się albo bronić, albo być kablem.
Zamurowało go. Czy to właśnie jest ten czas? Ten popularny okres wiecznych kłótni z rodzicami?
- Ja jestem ślamazarą? Dzięki, bardzo fajnie to słyszeć. - odwrócił głowę w stronę szyby i uważnie spoglądał na spadające krople deszczu.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło. Okej, porozmawiamy po szkole.
- Po szkole mam sporo nauki. - odparł bez emocjonalnie i wysiadł z samochodu.
Kolejny dzień szkoły, miesiąc od urodzin, miesiąc od pierwszego dnia szkoły.
- Cześć Billy - po chwili dołączyli do niego Connor, jego sobowtóry i dwóch innych - Przez ciebie miałem wpierdal w domu, wiesz?
- Wiem. - odparł, jak gdyby nigdy nic.
- Mój stary jest wezwany do szkoły. Widzę, że za słabo ci mordę obiliśmy, bo nadal się mądrujesz.
- Spierdalaj. - odparł, patrząc mu w oczy.
- Coś ty powiedział?! - Connor trochę się uniósł
- Głośno i wyraźnie, umyj uszy baranie! Powiedziałem, żebyś spierdalał!
Connor wybuchł i złapał Billa za kurtkę, rzucając nim w szafki. Bill nadal utrzymywał się na nogach.
- Słuchaj, ze mną się nie pogrywa. - wokół grupki chłopców momentalnie zrobiło się zbiorowisko
- Bo co mi zrobisz? - prychnął, parszywie patrząc przeciwnikowi w oczy.
- Nie zostawimy tak tego. Chłopaka trzeba jakoś wyprostować. A ty, Bill, mógłbyś się jakoś bronić!
- Ta, jasne, jak ich było pięciu na jednego to jak miałem się bronić?
- Nie marudź już, i kończ jeść. Zaraz jedziemy. - skarciła go zabawnie i zaczęła się ubierać.
Dziś był wyjątkowo chłodny dzień. Ale cóż się dziwić, w końcu to jesień.
Chłopak odłożył talerz do zlewu i zarzuciwszy skórzaną kurtkę, chwycił z pod ściany plecak.
Pożegnał się z Davidem i wybiegł prosto do samochodu.
- Czy ty mi możesz powiedzieć, jakim cudem wytrzymałeś w tym sierocińcu?
- No proste, że dzięki Tomowi - prychnął uśmiechając się
- Zrobisz coś dla Toma? - spytała, a Bill chwilę zastanawiał się zdziwiony.
- Pewnie, wszystko zrobię dla Toma, a c...
- Przestań być taką ślamazarą i naucz się albo bronić, albo być kablem.
Zamurowało go. Czy to właśnie jest ten czas? Ten popularny okres wiecznych kłótni z rodzicami?
- Ja jestem ślamazarą? Dzięki, bardzo fajnie to słyszeć. - odwrócił głowę w stronę szyby i uważnie spoglądał na spadające krople deszczu.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło. Okej, porozmawiamy po szkole.
- Po szkole mam sporo nauki. - odparł bez emocjonalnie i wysiadł z samochodu.
Kolejny dzień szkoły, miesiąc od urodzin, miesiąc od pierwszego dnia szkoły.
- Cześć Billy - po chwili dołączyli do niego Connor, jego sobowtóry i dwóch innych - Przez ciebie miałem wpierdal w domu, wiesz?
- Wiem. - odparł, jak gdyby nigdy nic.
- Mój stary jest wezwany do szkoły. Widzę, że za słabo ci mordę obiliśmy, bo nadal się mądrujesz.
- Spierdalaj. - odparł, patrząc mu w oczy.
- Coś ty powiedział?! - Connor trochę się uniósł
- Głośno i wyraźnie, umyj uszy baranie! Powiedziałem, żebyś spierdalał!
Connor wybuchł i złapał Billa za kurtkę, rzucając nim w szafki. Bill nadal utrzymywał się na nogach.
- Słuchaj, ze mną się nie pogrywa. - wokół grupki chłopców momentalnie zrobiło się zbiorowisko
- Bo co mi zrobisz? - prychnął, parszywie patrząc przeciwnikowi w oczy.
- Znowu pięciu na jednego? Nie uważasz, że grasz nie fair? - Bill dogryzał Connorowi by wkurzyć go jeszcze bardziej.
Pewnie doszłoby do rękoczynów, jednak walkę przerwali dyrektor, Stephie i Lider Brown - ojciec Connora.
Siedzieli w gabinecie dyrektora, niby niczemu winni.
- Co wy wyrabiacie, panowie?! - zaczął "kazanie" dyrektor.
Obaj na krzesłach, pomiędzy nimi dziesięciocentymetrowa przerwa, tak dla
pewności. Po stronie Billa stała Stephie, po stronie Browna - jego ojciec.
- Panowie, a zapowiadał się spokojny rok! Connor, nie ładnie.jest zaczepiać nowych, do tego młodszych uczniów.
Po słowach dyrektora Connor zarobił uderzenie.w tył głowy przez ojca.
Dawał do zrozumienia i wcale się z tym nie krył - Lider był wściekły.
- Niestety, muszę opuścić wam na pierwsze półrocze zachowania.
- Panie dyrektorze, Bill został pobity przez Connora wczoraj, po szkole.
- Jak to? Dlaczego ja nic nie wiem? - zdziwił się siwy mężczyzna w garniturze - Czy są jakieś ślady? Ja nic nie widzę.
Stephie wyjęła z torebki chusteczkę i potarła łuk brwiowy Billa. Tuż pod warstwą pudru krył się ogromny, zielony siniak.
- Do tego Connor rozwalił mu wargę.
- Przepraszam najmocniej, zajmę się synem. Ma zostać w szkole czy mogę go zabrać? - spytał pan Brown.
- No.. Pfffh.. Wie pan, no w tym przypadku obaj chłopcy mogą wrócić do domu.
Chyba obaj się ucieszyli. Bill tego nie okazywał, ale Connor szeroko się uśmiechnął.
Kiedy opuścili gabinet Connor dopadł do Billa.
- Jeśli ojciec zabierze mi laptopa, módl się o swoje życie. A jeśli komórkę, wtedy możesz sam sobie dołek wykopać.
- Doradzaj sobie, idioto. - uśmiechnął się z pogardą i odszedł w stronę Stephie.
- Nie mogę cię zawieźć, ale chyba jesteś w stanie wrócić na pieszo? - spytała i podała mu klucze od domu. - Proszę, zjedz śniadanie ze szkoły i zmyj te naczynia, zrób dziś coś pożytecznego. Później, jak się uda, to pojedziemy na zakupy. Twoja bielizna nie wygląda ciekawie.
- Okej. - zaśmiał się i wcisnął klucze w kieszeń od spodni, kierując się w stronę wyjścia.
Spokojnie wrócił do domu. Kiedy zamknął drzwi, głęboko odsapnął.
- Zapowiada się ciężki rok. - szepnął i włączył telewizję.
Po godzinie wstał z kanapy i zmył naczynia ze zlewu.
- Cholera. - powiedział, widząc swoje poobdzierane od wody paznokcie.
Nie był głodny, więc śniadania i tak nie zjadł. Nienawidził być sam w domu. Już sam fakt, że nienawidził " Kevina samego w domu ".
"
- Bill? - usłyszał szept brata - Mykamy?
- Spoko, ale dokąd?
Chłopcy razem z innymi dziećmi i nastolatkami siedzieli przy niewielkim telewizorze i jak co roku na święta, oglądali " Kevina samego w domu ".
- Pomalujemy okno w gabinecie dyrki.
- Hahaha, masz farbę? - zareagował wesoło, ale cicho.
- No pewnie, ja o wszystkim pomyślałem.
- Dobra, idź pierwszy, za chwilę do ciebie dojdę. - wrócił do "oglądania" filmu, a po dwóch minutach wyszedł z pokoju.
Po cichu weszli do gabinetu dyrektorki.
- Będzie miała prezent na święta - zaśmiał się Tom.
- Z której strony malujemy?
- Z tej, będzie musiała, suka, sprzątać.
"
Siedział w kuchni przy stole i od dziesięciu minut męczył biedną sałatkę warzywną. Wahał się przed tym, żeby ją zjeść, a przed tym, żeby poczekać za obiadem.
- Już jestem! - Stephie krzyknęła na wejściu - Umyłeś naczynia?
- Tak, pewnie. - rzucił wzrokiem na zlew z umytymi naczyniami.
- Dziękuję.
Zdjęła płaszcz i położyła torebkę na komodzie, wchodząc do kuchni. Szybkim ruchem otworzyła lodówkę.
- Co dziś zjemy? Może zrobię zupę pomidorową?
- Może być.
- Davida jeszcze nie ma? - spytała
- Nie, nie ma go. Może został dłużej w pracy. - wstał z zamiarem udania się do swojego pokoju.
- Okej. Proszę, zajmij się tą matematyką, dopóki on nie wróci.
---
Siedział w klasie bazgroląc jakieś rysunki na końcu zeszytu. W pewnym momencie lekcji w klasie znalazł się dyrektor i, jak mniemał, nowy uczeń. Kiedy jednak go zobaczył, kolana się pod nim ugięły.
- Przedstawiam wam nowego ucznia. Nazywa się Tom Morris.
- Cześć, Tom - powiedzieli wszyscy chórem.
Bill jednak milczał i z szeroko otwartymi oczami wlepiał się w chłopaka.
Ten sam styl, dready, kolczyk, wyraz twarzy.. Identyczny. Jednak to nie może być prawda.
- Bill? Bill, wszystko okej? - usłyszał, kiedy zaczął tracić przytomność. Osunął się na ziemię.
Krzyk rudowłosej, dynamiczna reakcja nauczycielki i dyrektora. Zemdlał.
"
- Bill? Bill.. - usłyszał ciche wołanie. Otworzył oczy.
- Tom? - spytał, by się upewnić - Gdzie ja jestem?
- U mnie. - odparł - Słuchaj, powalona sprawa z tym Tomem, ale zrobiłem go dla ciebie.
- Zrobiłeś?
- Zajebiście brzmi, nie? Koleś wygląda jak ja. Oczy mu tylko zmieniłem na brązowe. I luz, zaufaj mu.
Jak mu już zaufasz na tyle, że powiesz mu o adopcji..
- To co? - spytał, ale brat nie odpowiedział. - Tom? Tom, jesteś?
"
- Bill? - otworzył oczy by się rozejrzeć. Był w domu, w swoim pokoju.
- Co się stało? - spytał blondynki siedzącej obok niego.
- Ścięło cię z nóg. Czy tak będzie wyglądał każdy dzień? Do końca roku?
- Czyli jak? - zapytał rozkojarzony
- Że nie skończysz żadnej lekcji lub w ogóle jej nie zaczniesz.
- Przepraszam, po prostu ten Tom..
- Nowy uczeń? Co z nim?
- Tom.. Ten sam styl.. Dready, kolczyk... - wymieniał powoli.
- Tak właśnie wyglądał Tom?
- Identycznie.
______
Przepraszam bardzo, dodaję to jeszcze raz, bo tamta wersja się usunęła. Blogger ma chyba jakieś spięcia. Nie mogę tego znaleźć a pamiętam, że wstawiałam sen o tym, jak Tom wyjaśnia Billowi swój plan. Bo mi się to nie śniło, prawda? :/
- Cholera. - powiedział, widząc swoje poobdzierane od wody paznokcie.
Nie był głodny, więc śniadania i tak nie zjadł. Nienawidził być sam w domu. Już sam fakt, że nienawidził " Kevina samego w domu ".
"
- Bill? - usłyszał szept brata - Mykamy?
- Spoko, ale dokąd?
Chłopcy razem z innymi dziećmi i nastolatkami siedzieli przy niewielkim telewizorze i jak co roku na święta, oglądali " Kevina samego w domu ".
- Pomalujemy okno w gabinecie dyrki.
- Hahaha, masz farbę? - zareagował wesoło, ale cicho.
- No pewnie, ja o wszystkim pomyślałem.
- Dobra, idź pierwszy, za chwilę do ciebie dojdę. - wrócił do "oglądania" filmu, a po dwóch minutach wyszedł z pokoju.
Po cichu weszli do gabinetu dyrektorki.
- Będzie miała prezent na święta - zaśmiał się Tom.
- Z której strony malujemy?
- Z tej, będzie musiała, suka, sprzątać.
"
Siedział w kuchni przy stole i od dziesięciu minut męczył biedną sałatkę warzywną. Wahał się przed tym, żeby ją zjeść, a przed tym, żeby poczekać za obiadem.
- Już jestem! - Stephie krzyknęła na wejściu - Umyłeś naczynia?
- Tak, pewnie. - rzucił wzrokiem na zlew z umytymi naczyniami.
- Dziękuję.
Zdjęła płaszcz i położyła torebkę na komodzie, wchodząc do kuchni. Szybkim ruchem otworzyła lodówkę.
- Co dziś zjemy? Może zrobię zupę pomidorową?
- Może być.
- Davida jeszcze nie ma? - spytała
- Nie, nie ma go. Może został dłużej w pracy. - wstał z zamiarem udania się do swojego pokoju.
- Okej. Proszę, zajmij się tą matematyką, dopóki on nie wróci.
---
Siedział w klasie bazgroląc jakieś rysunki na końcu zeszytu. W pewnym momencie lekcji w klasie znalazł się dyrektor i, jak mniemał, nowy uczeń. Kiedy jednak go zobaczył, kolana się pod nim ugięły.
- Przedstawiam wam nowego ucznia. Nazywa się Tom Morris.
- Cześć, Tom - powiedzieli wszyscy chórem.
Bill jednak milczał i z szeroko otwartymi oczami wlepiał się w chłopaka.
Ten sam styl, dready, kolczyk, wyraz twarzy.. Identyczny. Jednak to nie może być prawda.
- Bill? Bill, wszystko okej? - usłyszał, kiedy zaczął tracić przytomność. Osunął się na ziemię.
Krzyk rudowłosej, dynamiczna reakcja nauczycielki i dyrektora. Zemdlał.
"
- Bill? Bill.. - usłyszał ciche wołanie. Otworzył oczy.
- Tom? - spytał, by się upewnić - Gdzie ja jestem?
- U mnie. - odparł - Słuchaj, powalona sprawa z tym Tomem, ale zrobiłem go dla ciebie.
- Zrobiłeś?
- Zajebiście brzmi, nie? Koleś wygląda jak ja. Oczy mu tylko zmieniłem na brązowe. I luz, zaufaj mu.
Jak mu już zaufasz na tyle, że powiesz mu o adopcji..
- To co? - spytał, ale brat nie odpowiedział. - Tom? Tom, jesteś?
"
- Bill? - otworzył oczy by się rozejrzeć. Był w domu, w swoim pokoju.
- Co się stało? - spytał blondynki siedzącej obok niego.
- Ścięło cię z nóg. Czy tak będzie wyglądał każdy dzień? Do końca roku?
- Czyli jak? - zapytał rozkojarzony
- Że nie skończysz żadnej lekcji lub w ogóle jej nie zaczniesz.
- Przepraszam, po prostu ten Tom..
- Nowy uczeń? Co z nim?
- Tom.. Ten sam styl.. Dready, kolczyk... - wymieniał powoli.
- Tak właśnie wyglądał Tom?
- Identycznie.
______
Przepraszam bardzo, dodaję to jeszcze raz, bo tamta wersja się usunęła. Blogger ma chyba jakieś spięcia. Nie mogę tego znaleźć a pamiętam, że wstawiałam sen o tym, jak Tom wyjaśnia Billowi swój plan. Bo mi się to nie śniło, prawda? :/
środa, 15 lipca 2015
Sześć
Podoba mi się to, że ktoś tu w ogóle zagląda, czyta, komentuje i mu się podoba :)
Tuż po NJWKJS możecie przeczytać nowy rozdział tutaj.
Sześć.
Nie podobało mu się siedzenie z dziewczyną. Wolałby już siedzieć w pierwszej ławce, lub z jakimś uczniem, który nie dba o swoją higienę, byleby nie z nią. Irytowała go. To, że była ruda. Ten jej chory uśmiech, którym się co chwilę do niego szczerzyła. Denerwowała go. Co chwilę coś chciała.
Nigdy nie rozumiał dziewczyn, i do tej pory nie chciał ich rozumieć. Ale w jednej chwili zapragnął przeczytania jej myśli.
- Po co to robisz? - cisnęło mu się na język - Na chuj ci to?
Powstrzymywał się od tego pytania. Wolał nie robić sobie problemów już pierwszego dnia. A jeszcze rok przed nimi. Modlił się, żeby przyszedł nowy uczeń i żeby tę rudą niedorajdę od niego zabrali.
- Proszę, to plan lekcji na jutro, pojutrze i na za dwa dni. - nauczycielka krążyła między ławkami i kładła jakieś karteczki przed uczniami.
Bill był jeszcze bardziej zniechęcony gdy zobaczył, że jutro jest w-f.
- O matko, jak ja kocham w-f - szepnęła do niego Sali. - Codziennie w-f, nareszcie!
- Boże, dziewczyno, zamknij jadaczkę! - chciał powiedzieć, kiedy w głowie powtórzył jej ostatnie zdanie - Coś ty powiedziała?!
- O matko, jak ja kocham w-f?
- Nie, to po tym - przewrócił oczami
- Że codziennie będziemy mieli w-f? - odpowiedziała zdezorientowana - Cieszysz się, tak jak ja?
- Chyba żartujesz - prychnął - Jeśli zawalę ten rok, to tylko i wyłącznie przez w-f.
- Dlaczego? W-f to najlepszy przedmiot na świecie.
- Chyba nie dosłyszałaś kiedy mówiłem, że nie uprawiam sportu i go nie lubię. - znów prychnął i wyżej podniósł swoją brew, w której tkwił kolczyk, kolorem mieszany z rdzą i brązem.
- Nie bądź gburem, w naszej szkole w-f to najlepsze, co może cię spotkać!
- Nie sądzę.
- Cisza tam! - zwróciła im uwagę nauczycielka.
Od razu się przymknęli i usiedli w stronę tablicy.
- Czy wszyscy mają już zakupiony pełen komplet książek? - kontynuowała dalej wysoka, starsza brunetka.
Wszyscy skinęli głową. Bill oczywiście, od niechcenia.
- Świetnie! Myślałam, że będzie gorzej. A więc, sprawy administracyjne na dziś są za nami. Jesteście wolni - uśmiechnęła się
- Zawsze tak mówi. " Jesteście wolni ". - powiedziała, już normalnym głosem, Sali do Billa.
Ten tylko jej warknął. Chciał czym prędzej stąd wyjść, wsiąść do samochodu, jechać do domu i położyć się spać. Nie lubił, zarówno rozpoczęcia, jak i zakończenia roku. Wracasz do domu bardzo wcześnie, cały dzień przed tobą, a tobie nic się nie chce. Najchętniej przespałbyś całe życie, żeby tylko się nie nudzić.
- I jak było? - spytała Stephie, spotykając Billa na korytarzu.
Wzruszył ramionami.
- Normalnie. - westchnął - Możesz coś dla mnie zrobić?
- Co takiego? - ożywiła się blondynka
- Wypisz mnie z w-fu. Ta lekcja, i to jeszcze codziennie, mnie zabije.
- Nauczyciele przystosowali się do tej prośby dla uczniów. W zeszłym roku, w ostatnim tygodniu, uczniowie głosowali na ilość godzin wychowania fizycznego w ciągu tygodnia. Wybrano, że w-f będzie codziennie, po jednej godzinie. Jak się nie mylę, to tylko w poniedziałki masz dwie godziny w-fu.
- Błagam, załatw mi zwolnienie od lekarza. Albo zrobię wszystko, żeby sam je zdobyć.
- Czy ty mnie szantażujesz? - zaśmiała się, szturchając nastolatka - Uważaj sobie, młody. Nie pozwalaj sobie tylko dlatego, że tu pracuję i jestem twoją opiekunką.
- Okej, wygrałaś. - powiedział smętnie i stanął przy samochodzie czekając, aż blondynka go otworzy.
Od razu po powrocie, zamknął się w swoim pokoju. Próbował wymyślić coś, żeby się nie nudzić. Nic nie przychodziło mu do głowy. Odważył się i spod łóżka wyciągnął torbę z rzeczami Toma. Trzymając ją na kolanach, zawahał się.
- Twoje rzeczy. - szepnął, dotykając jego spodni - To, co mi zostało. Chyba się nie obrazisz, jak jednego zapalę? - chwycił paczkę, nadal mówiąc do złączonych, dżinsowych kawałków.
Wrzucił torbę z powrotem pod łóżko i udał się do łazienki. Uchylił małe okienko i usiadł na kaloryferze, zapalając jednego papierosa.
Tego mu było trzeba. Od pogrzebu Toma nie palił. Z tego całego stresu nie wytrzymał, i w końcu to zrobił. Odprężył się, pozwalając, by trujący dym opanował jego płuca. Już się nawet nie krztusił.
Na samą myśl, kiedy przywodził sobie dzień, w którym pierwszy raz skorzystał z oferty starszych kolegów, uśmiechnął się.
"
- No weź, to tylko jeden. Nie musisz brać ich więcej. Zobacz, Tom zapalił.
- Nie mów do mnie, jak do dziecka, bo do licha, mam dwanaście lat! - jego oczy aż poczerniały z wściekłości.
- Nie zachowuj się, jak dziecko, to nie będę cię tak traktował.
- Dawaj mi to - mruknął i wyrwał papierosa z ręki kolegi, porządnie się nim zaciągając.
Nie była to dobra opcja, bo chłopak zaczął się dusić.
- Brawo, punkt dla ciebie - jeden ze starszych poklepał Billa po plecach - Będzie już tylko lepiej.
Zanim przestał się dusić każdym papierosem, minęły chyba dwa miesiące. To i tak późno, jak palił po dwa-trzy dziennie.
"
Zgasił papierosa w umywalce i spłukał go wodą. Po nikotynowcu nie został żaden ślad, chyba że unoszący się w powietrzu, niewywietrzony zapach.
- Cholera, przecież otwarłem okienko. - szepnął.
- Bill? - usłyszał głos ze swojego pokoju - Co robisz w łazience?
- Nic, nic. Zaraz wyjdę. - spanikował i wziął ręcznik, wymachując nim na wszystkie strony,
- Pogadamy? - Stephie przybliżała się do drzwi od łazienki.
- Pewnie, tylko poczekaj. - zamknął okienko. Po unoszącym się dymie został tylko lekki zapach, a właściwie - smród.
Otworzył drzwi i wyślizgnął się przez nie. Kobieta siedziała na łóżku.
- Nie miałeś żadnych problemów, prawda? - spytała
- Nie, a co? - odparł
- To dobrze. Myślałam, że będą cię zaczepiać, czy coś..
- Szczerze? - zapytał retorycznie - Ja też.
- Z kim siedzisz?
- No właśnie, czy to też mogłabyś jakoś załatwić?
- Dziewczyna?... - na to pytanie chłopak lekko wykrzywił twarz w grymas niezadowolenia. - Ahaha.. Inni chłopcy na twoim miejscu by się cieszyli.
- Ja nie jestem "inni". Wątpię, żeby ktoś chciał siedzieć z taką katarynką, jak ona. Co chwilę nadaje, i tak połowy nie rozumiem, bo za szybko gada. Jest upierdliwa, i do tego ruda. Załatw to jakoś..
- Hola, chłopcze. Nie oceniaj książki po okładce - co z tego, że jest ruda?
- Nie lubię rudych ludzi. - wzruszył dziewczyn.
- Tak samo rudzi ludzie mogą nie lubić ciebie. Nie możesz wydawać na nią wyroku tylko dlatego, że ma rzadki kolor włosów. Skoro próbowała z tobą rozmawiać, to znaczy, że cię lubi.
- Błagam, nie baw się w psychologa. Nie cierpię tego.
- Czasem cię nie rozumiem, Bill. Wydawałeś się być tolerancyjnym chłopcem.. A gdyby w twojej klasie pojawiła się Murzynka albo Mulatka? Też byś ją od razu osądził?
- To jest coś innego. Takie dziewczyny są...
- Urocze? - uśmiechnęła się
- Jak ty to robisz? - spytał - Prawie zawsze kończysz za mnie zdanie. Jeszcze trochę praktyki, a zaczniesz być Tomem.
- To mój matczyny instynkt.
Nie rozumiał jej. Kolejna niezrozumiała nikomu dziewczyna. Sorry, kobieta. Pierwszy raz, odkąd poznał to małżeństwo, zachciało mu się rozmowy z Davidem. Tego też nie rozumiał. Ale starsze oczy już wiele widziały, może one go czegoś nauczą.
- Zawołasz Davida? Teraz chciałbym z nim pogadać.
- Ty? I David? Nie pozabijacie się tu, w jednym pokoju, i to zamknięci? - wymieniała i lekko się podśmiewała.
- Luz, chcę go trochę o coś podpytać.
- Co zrobić, żeby poderwać dziewczynę? A jednak, ona ci się podoba!
- No chyba cię coś boli - zaśmiał się - Ona nigdy mi się nie spodoba.
- Kto się czubi, ten się lubi - powiedziała wychodząc. - David, Bill cię woła!
- Po jaką cholerę ty mnie to ściągasz - powiedział niechętnie mężczyzna, kiedy znalazł się w pokoju nastolatka.
- Powiedz mi, dlaczego tak trudno zrozumieć dziewczyny. - postawił go jasno przed sprawą, nie chciał się w nic bawić.
- Serio? Pytasz się mnie? - aż szerzej otworzył oczy
- No chyba, skoro jesteś moim ojcem. - prychnął
David westchnął i usiadł na krześle, przy biurku.
- Dziewczyny nigdy nie rozszyfrujesz. Ale uwierz mi, że jeśli pomiędzy wami coś jest, to wystarczy, że spojrzysz w jej oczy, a już będziesz wtajemniczony w jej sprawę.
Billa zamurowało. Czy to naprawdę powiedział David?
- Wow. - wykrztusił w końcu
- To mnie przeraża - wstał, przetarł twarz i wyszedł.
Po chwili jednak ponownie pojawił się w drzwiach od jego pokoju.
- A ogólnie, to po co pytasz?
- Kobiety robią mi wodę z mózgu.
- Myślałem, że już masz wodę zamiast mózgu - dogryzł mu i już nieodwołalnie wyszedł z pokoju nastolatka.
"
- Tom, ja ci serio mówię. Nie chcę mieć dziewczyny, dopóki nie skończę szesnastu lat.
- Pojebało cię totalnie - jego brat musiał się złapać za brzuch, bo tak bardzo się śmiał - Ciekawe, czy wytrwasz!
- Tobie za pewne byłoby trudniej.
- Bill, spójrz na mnie. - podszedł bliżej trochę wyższego brata - Co widzisz?
- Ciebie. - odparł, a Tom się uśmiechnął.
- I co jeszcze widzisz, gdy na mnie patrzysz?
- Siebie. - bingo. O to właśnie chodziło Tomowi.
- Właśnie. I skoro ja mogę mieć wszystkie, to ty też. Ale jak będziesz farbował włosy to będziesz je tylko odstraszał. - zaśmiał się, na co Bill prychnął.
"
Nikt mu nigdy nie powie, że on nie ma czego wspominać. Tyle świetnych momentów, tyle zadygistych chwil spędzonych w towarzystwie Toma i kilku starszych kumpli.
Do szkoły był już spakowany, właśnie umył zęby i kładł się spać. Rozmyślał, co zrobić, żeby pozbyć się towarzyszki z ławki i żeby zdobyć zwolnienie z w-fu. O niczym innym nie marzył, niż o naśmiewaniu się kolegów z jego niebywale szczupłych nóg.
---
- Dziś koszykówka, rozgrzać stawy skokowe i ręce! - krzyknął wuefista i gwizdnął w gwizdek - Rozgrzewka - Connor!
Connor Brown - chłopak Sali. Tak, tej upierdliwej Sali, przed którym go ostrzegała. Na szczęście jeszcze mu nie podpadł. Do czasu,
Po rozgrzewce mieli zagrać małe meczyk w kosza. Drużyny wybierali właśnie Connor i Logan - jeden z jego kumpli.
Bill był wysoki, dlatego za każdym razem lądował w drużynie z Brown'em, jednak tym razem jako pierwszy wybierał Logan, i Bill trafił do przeciwnej drużyny.
- Zgnieciemy was - powiedział Connor stojący plecami do Logana
- Wmawiaj sobie, stary. Mamy Billa.
- W jakim ty świecie żyjesz. To, że jest wysoki nie oznacza, że umie grać.
- To po co zawsze go wybierasz?
- Odpiera ataki. Tylko dlatego.
Na sali rozbrzmiał gwizdek trenera. Hałas, tupot i ślizgi. Bill stanął pod koszem, jak zawsze.
Dziś miał ogromnego pecha - jedynka z matematyki, dwójka z biologii, do tego jeszcze co chwile podczas meczu go kosili, kiedy się ruszał. Chyba z piętnaście razy zaliczył glebę.
- Trumper, wstawaj! - krzyknął trener, widząc ponowną wywrotkę nastolatka.
- Łamaga - szepnął Connor przechodzący obok niego, a chłopacy na ławce się zaśmiali.
- Masz na imię - odgryzł się, a Connor to usłyszał, bo przystanął.
Chłopcy, którzy się z niego śmiali, zaczęli buczeć. "Uuuuuu" na znak, że coś się święci.
- Coś ty powiedział? - odwrócił się do wstającego właśnie czarnowłosego.
- To, co słyszałeś. Masz na imię. - powtórzył.
- Znudziło ci się oddychanie prostym nosem, Billy? Przekrzywić ci go?
- Brown! Trumper! Spokój, albo sprzątacie salę i kantor po lekcjach!
- Do zobaczenia po lekcjach, gnido. - rzucił Connor i odszedł w stronę drzwi
- Idź w chuj, i nie wracaj. Krzyżyk na drogę.
Dziś to jednak faktycznie nie był jego dzień. Do domu wrócił na pieszo, i to cały posiniaczony i obolały. Stephie kończyła wcześniej w środy, dlatego Bill co środę musi wracać sam do domu, na pieszo.
- Chryste Panie, co ci się stało?! - krzyknęła, podbiegając do stojącego w kuchni nastolatka - Kto ci to zrobił?!
- Nikt. - odparł, kiedy blondynka dotykała go po twarzy i co chwilę obracała mu głowę
- Chłopie, jak to nikt, skoro całą twarz masz obitą - wtrącił się David
- Bill, masz rozwaloną wargę i siniak na łuku brwiowym, piach we włosach i całe ubrania brudne!
- Nie zauważyłem. - ciągnął dalej
- Bill, proszę cię, kto ci to zrobił. - Stephie denerwowała się coraz bardziej.
- Connor.
- Connor Brown? - skinął głową - Dzwonię do jego ojca. Jutro pojawi się w szkole. Z tym chłopakiem są same problemy, odkąd tylko się pojawił w tej szkole!
- A może jednak odpuścić? - spytał niepewnie Bill
- Jak to odpuścić! Bill, ten chłopak jest niemożliwy!
- No właśnie! - oburzył się - Niemożliwy! A po tym, jak na kapujemy jego ojcu, stanie się potulny jak baranek! Jasne!
- Nie tym tonem, to po pierwsze. - rzucił David. - Po drugie, to się o ciebie martwimy i chcemy, żebyś w tej szkole był bezpieczny.
- Ty to się na pewno martwisz - prychnął w stronę mężczyzny, na co ten wstał z krzesła i powiedział stanowczo:
- Dosyć tego. Idź do pokoju i powtarzaj matematykę, bo twój dzienniczek internetowy nie wygląda najlepiej, a to dopiero pierwszy miesiąc szkoły. Poprawisz oceny, żeby na koniec roku były zadowalające, to będzie nagroda. A do średniej 4.0 ci dużo nie brakuje.
- Chyba kpisz.
- Do pokoju i nos w książki!
Bill oburzony napięcie się odwrócił i udał się do pokoju, trzaskając drzwiami. Rzucił plecak pod ścianę i poszedł do łazienki, by obadać sprawę swojej twarzy.
- Ja pierdolę. Ni to pudru, ni to dupy. Chyba, że masz puder... - mówił sam do siebie, ale w ostatnich słowach chodziło mu o Stephie. - Na pewno masz.
niedziela, 12 lipca 2015
Pięć
No i oto jestem, nawet nie wiecie, jak się cieszę, że ta klawiatura już działa xD
Liczyłam na więcej czytelniczek, ale nie jestem aż tak dobra, żeby pisać dla dziesiątki :)
Miło, że jesteście. Stały tekst bloggerki:
Czytasz = komentujesz = mnie uszczęśliwiasz :D
Nie przedłużam, tu piąteczka :*
Pięć
Po drodze, jak byliśmy już w Hamburgu, wjechaliśmy na zakupy. Potrzebne rzeczy, czyli szczoteczka, pasta, szampon i żel pod prysznic. Ubrania, czyli więcej koszulek i spodni. Kilka par skarpetek, bokserek. Nawet takie bibeloty, które bardzo ucieszyły Billa - lakier do paznokci, lakier do włosów, żel i dezodorant.
Bill był zadowolony z tego, że dostanie swój pokój. Że dostał, bo od około godziny już w nim siedzi.
Białe ściany, okno, ciemne łóżko, ciemne panele, ciemna szafa i biurko. Mała łazienka, umywalka, kabina prysznicowa i kibel. Czego chcieć więcej?
- Czegoś mi brakuje ... - szepnął.
Wstał z łóżka i podszedł do okna, wskakując na parapet. Słońce już powoli zachodziło, lubił ten widok. Zawsze wychodził z Tomem na podwórze i po rynnach i oknach, wdrapywali się na dach sierocińca. To były wyjątkowe, niezapomniane chwile.
"
- Niniejszym ogłaszam, iż Tom Kaulitz jest winny w sprawie śmierci Iana Fruszemberga i skazuje go na dwa lata pozbawienia wolności, biorąc pod uwagę, że jest nieletni, nie był karany, znajduje się w trudnej sytuacji oraz działał w obronie osoby własnej.
"
- Serce mi pękało jak cholera - skomentował w myślach - Dwa lata bez Toma. Odwiedzałem go co dwa dni, ale to nie to samo. W " szkole " wytykali mnie palcami, że mój brat to morderca. A że byli młodsi, to dochodziłem do nich, przeklnąłem kilka razy i wyciągnąłem pięść... No OK, piąstkę i się odczepiali. Trzynastolatka zamknąć w poprawczaku, bo jakiś idiota atakował jego brata, a później jego. Chora polityka! I wiedziałem, że wtedy, kiedy on chciał mnie wyciągnąć na " miasto " coś się stanie. Ale nie! On musiał być mądrzejszy! No i masz! I zdaje się, że ja bardziej cierpię od niego. Wolałbym chyba iść na dworzec i rzucić się pod pociąg. To byłoby najlepsze rozwiązanie.
Gościowi, który potrącił Toma, odebrali prawo jazdy. Tylko odebrali prawo jazdy! No do chuja wafla, jak bym mu zajebał to by się już nie pozbierał. Jak go na komisariacie zobaczyłem to myślałem, że go na strzępy porozrywam. Dwóch policjantów mnie od niego odciągało, a pani dyrektor uspokajała. Skończyłem na krześle, calutki zapłakany. A oni mnie jeszcze męczyli - o której wyszedł, dlaczego wyszedł... Książkę pisali? Co to miało w ogóle być!
"
- A co chciał robić poza terenem ośrodka? - policjant nie dawał za wygraną.
- No nie wiem! Co, może jeszcze spytasz, kiedy oglądał pornosy albo smarkał w chusteczkę?! No weź się człowieku ogarnij! To, że był moim bliźniakiem, w tej sprawie o niczym nie świadczy!
"
- Tsaaa... To mu dowaliłem. W sumie, nie żałuję. Wziął, i się zamknął. No co? Taka prawda! Jakoś mnie do tej pory nie obchodziło, co robił beze mnie poza pitulem. W dupie to miałem, i to szczerze.
Jego rozmyślanie i wspominanie dawniejszych czasów przerwała Stephie, która przyszła z nim porozmawiać.
- Cześć, Bill - uśmiechnęła się - Co robisz?
- Ogólnie, to się nudzę. Jest zachód słońca, oglądam go.
- Piękny, co nie? - podeszła bliżej - Niestety, za kilka miesięcy, bądź za rok, już nie będzie go widać.
- Dlaczego? - zwrócił na nią uwagę
Ten piękny obraz zachodzącego słońca mieścił się nad małą działką, pomiędzy dwoma dwupiętrowymi domami.
- Ktoś wykupił tą działkę i chce się tu budować.
- Tak można? - odwrócił głowę w stronę okna - Przecież.... To mała działka. Na pewno nie jest przeznaczona do budowli.
- To ponoć ma być mały domek, dla dwóch osób. Dwupiętrowy, ale wąski. Zasłoni cały widok.
- Szkoda, że nie mam prawa głosu. - uśmiechnął się blado - Już ja bym się w tej sprawie dogadał.
- No widzisz. - zaśmiała się - Opowiesz mi o sobie? O twoich rodzicach? O Tomie?
Bała się reakcji Billa. Tego, co może zrobić, żeby tylko nie rozmawiać o bracie.
- Nie wiem, co mam mówić. - wzruszył ramionami
- Twój życiorys.... Nie wiem, coś o sobie. Pomyśl, że to rozmowa o pracę. - uśmiechnęła się, a nastolatek cicho się zaśmiał.
- Hmmm... Bill Kaulitz - powiedział, ale Stephie mu przerwała
- Trumper. - patrzący na swoje ręce chłopak podniósł wzrok
- Trumper? Przejmuję wasze nazwisko?
- Zdziwiony? Jesteś naszym synem! - zaśmiała się
- Okej... Bill Trumper, mam piętnaście lat, pochodzę z małej wioski. Wychowywałem się w domu dziecka, wraz z bratem bliźniakiem Tomem. Do dziesiątego roku życia w pitulu.. Em, w sierocińcu mieliśmy piekło, na szczęście zmieniono opiekunów i dyrektorkę. Jednak dla nas było już za późno.
Zadaliśmy się ze starszymi, w tym z... - zaciął się - Z takim jednym... I przez niego Tom właśnie miał kłopoty.. - właściwie to nie wiedział, dlaczego jej to mówi. Przecież .... Nie chciał tego robić.
- Czy to on był powodem pobytu Toma w poprawczaku? - zaparła dech w piersiach.
- No... Tak... - rzekł nieśmiało - Ale to była też moja wina. On mnie atakował, no udusiłby mnie na miejscu, i Tom się odezwał, a Ian się do niego dobrał. Tom go kopnął i zaczął go okładać, a że ja też byłem tu " ofiarą " to mu pomogłem i... No.. On ten... Umarł..
- Zabiłeś człowieka? - spytała choć wiedziała, że to nieprawda.
- Tom miał mocniejsze ciosy. Od moich ledwo drgał.
- Mhm... - westchnęła - Cóż, idę zrobić kolację. Przyjdź do kuchni za piętnaście minut, dobrze?
- Jasne. - odparł.
Czuł się speszony tym, że wyszła. Czuł, że ją przestraszył. Ale to nic. Wiedział, znał ją. To Stephie, najwspanialsza kobieta w jego życiu.
-- Miesiąc później, dzień do rozpoczęcia roku szkolnego. --
- Bill, nie masz żadnej ładnej koszuli? - spytała blondynka widząc chłopca szykującego zwyczajne ubrania.
- Nie, nie lubię koszul. Wyglądam wtedy jak pajac. Wolę ubrać to, co lubię - uśmiechnął się w jej stronę - Oj no nie złość się. Nie chcę wyglądać jak ciota.
- Ale Bill, to jest rozpoczęcie... - jęknęła - Ja przyjdę jako nauczycielka języka angielskiego, ładnie i klasycznie ubrana w biało-czarny strój, a ty, jako mój syn, w podartych spodniach, czerwonym tiszercie z czaszką i jakimiś.. Nożami i w trampkach.. - spojrzała na niego wymagająco
- Błagam cię, nie truj już. Będę wyjątkowy - zaśmiał się.
- No dobrze. - odpuściła - I pamiętaj, jesteś Bill Trumper, mój rodzony syn i przyjechałeś do nas po dwóch latach rozłąki. Jasne?
- Jasne. - skinął głową. Wyszła. - No właśnie, bo wymyśliliśmy we trójkę taką bajeczkę:
Ja jestem synem Stephie, a David jest moim ojczymem. W związku z tym, że są małżeństwem od dwóch lat, a ja mam piętnaście, postanowiliśmy mówić, że jestem z jej pierwszego związku. Oni przeprowadzili się do Hamburga, a ja zostałem w Dortmundzie, razem z dziadkami. Teraz jako piętnastolatek postanowiłem znów zamieszkać z matką i ojczymem. I do tego mam nie mówić nic o sobie, jak będą pytać o dzieciństwo, to mam wszystko zmyślać. Trafiłem na zajebistych ludzi. Każą mi kłamać, no kto by tak nie chciał! Stephie i David są o wiele lepsi od moich biologicznych rodziców, których nie znałem.. Ale co mnie to, zostawili nas. Czy nie wiedzieli, że jak się pizgną bez zabezpieczenia, to mogą być konsekwencje ? A nas było dwóch. I nas obu zostawili. Niech sobie tam żyją, zarabiają i wychowują inne dzieci. W dupie to mam!
Godzina dwudziesta pierwsza, Bill nie może spać.
- A co, jeśli nikt nie będzie chciał ze mną gadać? I tak wyjdę na ciotę.. - pomyślał - Nie no, przecież zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie do mnie podobny lub po prostu mnie polubi. Zawsze tak jest.
Nie wiem, naprawdę nie wiem, jak jest w tej szkole. Będę tu pierwszy dzień, a przede mną dwa lata tutejszej nauki, nawet pięć, bo to gimnazjum jest połączone z liceum. Okropnie, wiem. Wydaje mi się, że to będzie najdłuższy rok w moim życiu.
---
- Bill, wstawaj. Już ósma. - blondynka szturchnęła go w ramię - Lekko przeprasowałam ci tą bluzkę, skoro tak bardzo chcesz ją wziąć. I jak następnym razem będziemy na zakupach, kupimy ci normalne spodnie i jakąś koszulę w kratkę.
- O Gott... Już ósma... - jęknął, przecierając dłonią twarz.
- No mówię przecież - zaśmiała się - Wstawaj.
- No przecież wstaję - uśmiechnął się blado.
Usiadł na skraju łóżka próbując ogarnąć swoje położenie. Nic mu się nie śniło. Zupełnie tak, jak nic mu się nie śniło, odkąd nie ma Toma. Jakby wszystko podczas snu znikało, jakby on sam też umarł. Nie było nic.
Zaczął się ubierać. Poszło mu to dosyć szybko. Wszedł do łazienki, umył zęby, ułożył fryzurę i pomalował oczy. Efekt codzienności. Wyszedł z łazienki, od razu kierując się do kuchni.
- Wpół do dziewiątej - pomyślał, patrząc na zegarek z korytarzu - Myślałem, że będzie gorzej.
Kiedy znalazł się w kuchni, usiadł przy stole i położył głowę na rękach.
- Spaaać.... - jęknął
- Oj, chłopie, nie wyśpisz się do końca roku - zaśmiał się David - Codziennie na ósmą do szkoły, a z tego, co wiem, lubisz sobie pospać.
- No, lubię. Trudno, od wczesnego wstawania się przecież nie umiera - powiedział, a David tylko się nastroszył.
Stephie podłożyła Billowi pod nos miskę z płatkami.
- Mam nadzieję, że je lubisz. David był o siódmej w sklepie po nie - zaśmiała się.
- Pewnie lubię, lubię wszystko. - uśmiechnął się.
Po śniadaniu pożegnał się z Davidem i razem ze Stephie pojechał do szkoły.
Kiedy wysiadł z samochodu wziął głęboki wdech. Wiedział, że kiedy przekroczy bramkę nie będzie odwrotu, i tego się właśnie obawiał.
- Gotowy? - spytała Stephie. Skinął głową i ruszył przed siebie.
Czuł na sobie wzrok innych, strasznie się speszył. Szeptali, gadali o nim. Tak, o nim. Jest inny. Na pewno jest pedałem, ma pomalowane oczy. Ale ma fajny tiszert. I rurki pod dżinsami. Czy on ma pomalowane paznokcie? Z cudem powstrzymywał swoje nogi od biegu. Nie chciał się skompromitować.
----
Po całej uroczystości rozpoczęcia roku uczniowie udali się do swoich klas, by zapoznać się ze swoimi wychowawcami. Bill usiadł w ostatniej ławce, pod ścianą. Był sam. Wreszcie nikt na niego nie patrzył.
Nauczycielka zaczęła coś ględzić o dobrej atmosferze mającej stworzyć się pomiędzy uczniami w czasie roku szkolnego, gdy nagle do klasy wbiegła rudowłosa, niska dziewczyna.
- Przepraszam bardzo, spotkałam przyjaciółki i nie mogłyśmy się powstrzymać od rozmów - zaczęła się tłumaczyć, stojąc na środku klasy.
- Dobrze już, zajmij miejsce. - odparła nauczycielka.
- Tylko gdzie? - spytała, rozglądając się po klasie - Nie ma wolnych miejsc!
- Bzdury, obok Billa z tyłu jest miejsce - wskazała dziewczynie nastolatka - Właśnie, Bill! Zapraszam na środek, przedstaw się nam!
Znowu jakieś szepty. Znowu wszyscy patrzą się na niego. Rudowłosa zajęła obok niego miejsce, by po chwili zostać w ławce samą.
- Jak się nazywasz, skąd pochodzisz, twoje zainteresowania..
- Bill.. - zaciął się, patrząc w podłogę - Bill Trumper, urodziłem się w Dortmundzie. Interesuję się pisaniem tekstów, które są moimi cytatami.
- Mały Shakespeare - dobiegł do niego głos jednego z kolegów
- Cisza! - krzyknęła wychowawczyni
- Nie, to nie o to chodzi. - podniósł wzrok i błądził po twarzach uczniów - Chciałbym kiedyś śpiewać w jakimś zespole, bądź przynajmniej pisać teksty dla kogoś sławnego. To moje hobby i moja pasja. Oprócz tego gram na keybordzie.
- Uprawiasz sport? - zapytała szczupła blondynka z drugiej ławki.
- Nie. - odparł, kiwając przecząco głową
- Widać - znów odezwał się ten sam " kolega ".
- Tak, widać, że nie uprawiam sportu. Nie lubię wu-fu i się z tym nie kryję.
- Czemu wyglądasz jak wampir?
- Bo to właśnie jest moja inspiracja. Kiedy byłem mały wraz z kolegami chodziliśmy po domach w Halloween i ja co roku byłem wampirem, bo mogłem się malować. Spodobało mi się to i tak mi już zostało.
- Jesteś pedałem? - po usłyszeniu tego pytania Bill głęboko westchnął i kontynuował.
- Nie, jestem normalnym nastolatkiem, nie interesują mnie chłopacy i wolę dziewczyny.
- No dobrze, może na dziś wystarczy. Usiądź już, podam zaraz plan lekcji na najbliższy tydzień.
Dumnie podszedł do swojej ławki.
- Sali jestem - uśmiechnęła się rudowłosa - Serio, piszesz piosenki?
- Lubię to, tak, jak chłopacy lubią grać w piłkę nożną. - wzruszył ramionami
- Jesteś spoko. Wiesz, dam ci małą radę, nie podpadaj mojemu chłopakowi. Nie bądź na mnie zły, albo nie patrz na mnie źle, bo cię lubię i nie zakładam. Ale Connor nie jest typem nastolatka, który grzecznie siedzi wieczorami w domu. Błagam cię, omijaj go szerokimi krokami.
- To czemu z nim jesteś? - prychnął
- W zeszłym roku obłędnie się w nim zakochałam, a po pierwszej randce zapytał, czy zostałabym jego dziewczyną. Byłam wniebowzięta!
- Fajnie. - odparł oschło.
Jego rozmyślanie i wspominanie dawniejszych czasów przerwała Stephie, która przyszła z nim porozmawiać.
- Cześć, Bill - uśmiechnęła się - Co robisz?
- Ogólnie, to się nudzę. Jest zachód słońca, oglądam go.
- Piękny, co nie? - podeszła bliżej - Niestety, za kilka miesięcy, bądź za rok, już nie będzie go widać.
- Dlaczego? - zwrócił na nią uwagę
Ten piękny obraz zachodzącego słońca mieścił się nad małą działką, pomiędzy dwoma dwupiętrowymi domami.
- Ktoś wykupił tą działkę i chce się tu budować.
- Tak można? - odwrócił głowę w stronę okna - Przecież.... To mała działka. Na pewno nie jest przeznaczona do budowli.
- To ponoć ma być mały domek, dla dwóch osób. Dwupiętrowy, ale wąski. Zasłoni cały widok.
- Szkoda, że nie mam prawa głosu. - uśmiechnął się blado - Już ja bym się w tej sprawie dogadał.
- No widzisz. - zaśmiała się - Opowiesz mi o sobie? O twoich rodzicach? O Tomie?
Bała się reakcji Billa. Tego, co może zrobić, żeby tylko nie rozmawiać o bracie.
- Nie wiem, co mam mówić. - wzruszył ramionami
- Twój życiorys.... Nie wiem, coś o sobie. Pomyśl, że to rozmowa o pracę. - uśmiechnęła się, a nastolatek cicho się zaśmiał.
- Hmmm... Bill Kaulitz - powiedział, ale Stephie mu przerwała
- Trumper. - patrzący na swoje ręce chłopak podniósł wzrok
- Trumper? Przejmuję wasze nazwisko?
- Zdziwiony? Jesteś naszym synem! - zaśmiała się
- Okej... Bill Trumper, mam piętnaście lat, pochodzę z małej wioski. Wychowywałem się w domu dziecka, wraz z bratem bliźniakiem Tomem. Do dziesiątego roku życia w pitulu.. Em, w sierocińcu mieliśmy piekło, na szczęście zmieniono opiekunów i dyrektorkę. Jednak dla nas było już za późno.
Zadaliśmy się ze starszymi, w tym z... - zaciął się - Z takim jednym... I przez niego Tom właśnie miał kłopoty.. - właściwie to nie wiedział, dlaczego jej to mówi. Przecież .... Nie chciał tego robić.
- Czy to on był powodem pobytu Toma w poprawczaku? - zaparła dech w piersiach.
- No... Tak... - rzekł nieśmiało - Ale to była też moja wina. On mnie atakował, no udusiłby mnie na miejscu, i Tom się odezwał, a Ian się do niego dobrał. Tom go kopnął i zaczął go okładać, a że ja też byłem tu " ofiarą " to mu pomogłem i... No.. On ten... Umarł..
- Zabiłeś człowieka? - spytała choć wiedziała, że to nieprawda.
- Tom miał mocniejsze ciosy. Od moich ledwo drgał.
- Mhm... - westchnęła - Cóż, idę zrobić kolację. Przyjdź do kuchni za piętnaście minut, dobrze?
- Jasne. - odparł.
Czuł się speszony tym, że wyszła. Czuł, że ją przestraszył. Ale to nic. Wiedział, znał ją. To Stephie, najwspanialsza kobieta w jego życiu.
-- Miesiąc później, dzień do rozpoczęcia roku szkolnego. --
- Bill, nie masz żadnej ładnej koszuli? - spytała blondynka widząc chłopca szykującego zwyczajne ubrania.
- Nie, nie lubię koszul. Wyglądam wtedy jak pajac. Wolę ubrać to, co lubię - uśmiechnął się w jej stronę - Oj no nie złość się. Nie chcę wyglądać jak ciota.
- Ale Bill, to jest rozpoczęcie... - jęknęła - Ja przyjdę jako nauczycielka języka angielskiego, ładnie i klasycznie ubrana w biało-czarny strój, a ty, jako mój syn, w podartych spodniach, czerwonym tiszercie z czaszką i jakimiś.. Nożami i w trampkach.. - spojrzała na niego wymagająco
- Błagam cię, nie truj już. Będę wyjątkowy - zaśmiał się.
- No dobrze. - odpuściła - I pamiętaj, jesteś Bill Trumper, mój rodzony syn i przyjechałeś do nas po dwóch latach rozłąki. Jasne?
- Jasne. - skinął głową. Wyszła. - No właśnie, bo wymyśliliśmy we trójkę taką bajeczkę:
Ja jestem synem Stephie, a David jest moim ojczymem. W związku z tym, że są małżeństwem od dwóch lat, a ja mam piętnaście, postanowiliśmy mówić, że jestem z jej pierwszego związku. Oni przeprowadzili się do Hamburga, a ja zostałem w Dortmundzie, razem z dziadkami. Teraz jako piętnastolatek postanowiłem znów zamieszkać z matką i ojczymem. I do tego mam nie mówić nic o sobie, jak będą pytać o dzieciństwo, to mam wszystko zmyślać. Trafiłem na zajebistych ludzi. Każą mi kłamać, no kto by tak nie chciał! Stephie i David są o wiele lepsi od moich biologicznych rodziców, których nie znałem.. Ale co mnie to, zostawili nas. Czy nie wiedzieli, że jak się pizgną bez zabezpieczenia, to mogą być konsekwencje ? A nas było dwóch. I nas obu zostawili. Niech sobie tam żyją, zarabiają i wychowują inne dzieci. W dupie to mam!
Godzina dwudziesta pierwsza, Bill nie może spać.
- A co, jeśli nikt nie będzie chciał ze mną gadać? I tak wyjdę na ciotę.. - pomyślał - Nie no, przecież zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie do mnie podobny lub po prostu mnie polubi. Zawsze tak jest.
Nie wiem, naprawdę nie wiem, jak jest w tej szkole. Będę tu pierwszy dzień, a przede mną dwa lata tutejszej nauki, nawet pięć, bo to gimnazjum jest połączone z liceum. Okropnie, wiem. Wydaje mi się, że to będzie najdłuższy rok w moim życiu.
---
- Bill, wstawaj. Już ósma. - blondynka szturchnęła go w ramię - Lekko przeprasowałam ci tą bluzkę, skoro tak bardzo chcesz ją wziąć. I jak następnym razem będziemy na zakupach, kupimy ci normalne spodnie i jakąś koszulę w kratkę.
- O Gott... Już ósma... - jęknął, przecierając dłonią twarz.
- No mówię przecież - zaśmiała się - Wstawaj.
- No przecież wstaję - uśmiechnął się blado.
Usiadł na skraju łóżka próbując ogarnąć swoje położenie. Nic mu się nie śniło. Zupełnie tak, jak nic mu się nie śniło, odkąd nie ma Toma. Jakby wszystko podczas snu znikało, jakby on sam też umarł. Nie było nic.
Zaczął się ubierać. Poszło mu to dosyć szybko. Wszedł do łazienki, umył zęby, ułożył fryzurę i pomalował oczy. Efekt codzienności. Wyszedł z łazienki, od razu kierując się do kuchni.
- Wpół do dziewiątej - pomyślał, patrząc na zegarek z korytarzu - Myślałem, że będzie gorzej.
Kiedy znalazł się w kuchni, usiadł przy stole i położył głowę na rękach.
- Spaaać.... - jęknął
- Oj, chłopie, nie wyśpisz się do końca roku - zaśmiał się David - Codziennie na ósmą do szkoły, a z tego, co wiem, lubisz sobie pospać.
- No, lubię. Trudno, od wczesnego wstawania się przecież nie umiera - powiedział, a David tylko się nastroszył.
Stephie podłożyła Billowi pod nos miskę z płatkami.
- Mam nadzieję, że je lubisz. David był o siódmej w sklepie po nie - zaśmiała się.
- Pewnie lubię, lubię wszystko. - uśmiechnął się.
Po śniadaniu pożegnał się z Davidem i razem ze Stephie pojechał do szkoły.
Kiedy wysiadł z samochodu wziął głęboki wdech. Wiedział, że kiedy przekroczy bramkę nie będzie odwrotu, i tego się właśnie obawiał.
- Gotowy? - spytała Stephie. Skinął głową i ruszył przed siebie.
Czuł na sobie wzrok innych, strasznie się speszył. Szeptali, gadali o nim. Tak, o nim. Jest inny. Na pewno jest pedałem, ma pomalowane oczy. Ale ma fajny tiszert. I rurki pod dżinsami. Czy on ma pomalowane paznokcie? Z cudem powstrzymywał swoje nogi od biegu. Nie chciał się skompromitować.
----
Po całej uroczystości rozpoczęcia roku uczniowie udali się do swoich klas, by zapoznać się ze swoimi wychowawcami. Bill usiadł w ostatniej ławce, pod ścianą. Był sam. Wreszcie nikt na niego nie patrzył.
Nauczycielka zaczęła coś ględzić o dobrej atmosferze mającej stworzyć się pomiędzy uczniami w czasie roku szkolnego, gdy nagle do klasy wbiegła rudowłosa, niska dziewczyna.
- Przepraszam bardzo, spotkałam przyjaciółki i nie mogłyśmy się powstrzymać od rozmów - zaczęła się tłumaczyć, stojąc na środku klasy.
- Dobrze już, zajmij miejsce. - odparła nauczycielka.
- Tylko gdzie? - spytała, rozglądając się po klasie - Nie ma wolnych miejsc!
- Bzdury, obok Billa z tyłu jest miejsce - wskazała dziewczynie nastolatka - Właśnie, Bill! Zapraszam na środek, przedstaw się nam!
Znowu jakieś szepty. Znowu wszyscy patrzą się na niego. Rudowłosa zajęła obok niego miejsce, by po chwili zostać w ławce samą.
- Jak się nazywasz, skąd pochodzisz, twoje zainteresowania..
- Bill.. - zaciął się, patrząc w podłogę - Bill Trumper, urodziłem się w Dortmundzie. Interesuję się pisaniem tekstów, które są moimi cytatami.
- Mały Shakespeare - dobiegł do niego głos jednego z kolegów
- Cisza! - krzyknęła wychowawczyni
- Nie, to nie o to chodzi. - podniósł wzrok i błądził po twarzach uczniów - Chciałbym kiedyś śpiewać w jakimś zespole, bądź przynajmniej pisać teksty dla kogoś sławnego. To moje hobby i moja pasja. Oprócz tego gram na keybordzie.
- Uprawiasz sport? - zapytała szczupła blondynka z drugiej ławki.
- Nie. - odparł, kiwając przecząco głową
- Widać - znów odezwał się ten sam " kolega ".
- Tak, widać, że nie uprawiam sportu. Nie lubię wu-fu i się z tym nie kryję.
- Czemu wyglądasz jak wampir?
- Bo to właśnie jest moja inspiracja. Kiedy byłem mały wraz z kolegami chodziliśmy po domach w Halloween i ja co roku byłem wampirem, bo mogłem się malować. Spodobało mi się to i tak mi już zostało.
- Jesteś pedałem? - po usłyszeniu tego pytania Bill głęboko westchnął i kontynuował.
- Nie, jestem normalnym nastolatkiem, nie interesują mnie chłopacy i wolę dziewczyny.
- No dobrze, może na dziś wystarczy. Usiądź już, podam zaraz plan lekcji na najbliższy tydzień.
Dumnie podszedł do swojej ławki.
- Sali jestem - uśmiechnęła się rudowłosa - Serio, piszesz piosenki?
- Lubię to, tak, jak chłopacy lubią grać w piłkę nożną. - wzruszył ramionami
- Jesteś spoko. Wiesz, dam ci małą radę, nie podpadaj mojemu chłopakowi. Nie bądź na mnie zły, albo nie patrz na mnie źle, bo cię lubię i nie zakładam. Ale Connor nie jest typem nastolatka, który grzecznie siedzi wieczorami w domu. Błagam cię, omijaj go szerokimi krokami.
- To czemu z nim jesteś? - prychnął
- W zeszłym roku obłędnie się w nim zakochałam, a po pierwszej randce zapytał, czy zostałabym jego dziewczyną. Byłam wniebowzięta!
- Fajnie. - odparł oschło.
czwartek, 9 lipca 2015
DRUGI BLOG :D
Zapraszam na mój drugi projekt. Rozdział pierwszy już jest i mam nadzieję, że się spodoba.
Tymczasem ją piszę ręcznie "Krwawię, cicho żyjąc" czekając do jutra. Powinnam dostać już laptopa :)
Pomponella - Czwórka ci się nie podobała? Przepraszam, że krótki, ale pisałam na telefonie i zbytnio nie miałam na niego weny :/
http://onlywetogether.blogspot.com
wtorek, 7 lipca 2015
Cztery
Bardzo przepraszam, że tak późno. Naprawa trochę się przdedłuża. Piszę z telefonu, wybaczcie błędy.
Cztery.
Po zjedzeniu wrócili do samochodu i ruszyli w dalszą drogę.
- Spodoba ci się w Hamburgu. Będziesz miał swój pokój, z własną łazienką.
- Chyba, że nie chcesz - zaśmiał się mężczyzn
- Nie, dziękuję. - Uśmiechnął się blao - Naprawdę, cieszę się
- Nie widać - burknął mężczyzna, a Stephi szturchnęła go ramieniem
- Żeby mu się przypodobać, będę musiał dobrze się zachowywać - pomyślał, a po chwili uśmiechnęła się i pokiwał głową - co się ze mną dzieje, tom. Wracaj, bo tracę głowę. Czy ty mnie słyszysz? Ja? Dobre zachowanie? W co ja wierzę...
Wjechali właśnie w ogromny korek. David uderzył ręką w kierownicę - Szlag! - podniósł głos Billowi strasznie się nudziło. Nie wiedział, o czym ma rozmawiać z rodzicami, a wstydził się poprosić o włączenie radia. - Tom zawsze chciał sobie kupić Audi - zaczął patrzeć na stojące obok auto tej marki - Marzył o białej albo szarej. - A ty? - spytała Stephi - Jaki ty chcesz mieć samochód? - Audi - wzruszył ramionami - Tyle że tylko i wyłącznie białą - Ja zawsze chciałem kupić sobie BMV, ale jakoś nie stać mnie było na nią. Postanowiłem więc, że wezmę zwykłego Opla. - rzekł David, próbując złapać kontakt z chłopcem. - Mieliśmy w planie spędzić razem całe życie. My, nasze dziewczyny, nasze samochody i dwa ogromne dobermany
- Nie zamierzałeś dać mu trochę swobody? - zapytała blondynka - Nie. Ja bez Toma, to jak nie naładowany karabin. Jest do niczego. Chcieliśmy nawet razem umrzeć. - Co?! - Oburzył się David - Jak?! - Normalnie. To akurat była decyzja Toma. - I Masz zamiar teraz umrzeć? Zabić się? - Stephi odwróciła się za siebie. - Nie - zaprzeczył - Wyszło na to, że nie będziemy razem umierać. Kiedy to wszystko ustalaliśmy, mieliśmy jakieś dziewięć lat, więc... - Masz szczęście - zaśmiała się kobieta - Dlaczego? - zapytał zdziwiony - Tylko jedna czwarta bliźniaków na całym świecie jest ze sobą tak zżyta.
Wjechali właśnie w ogromny korek. David uderzył ręką w kierownicę - Szlag! - podniósł głos Billowi strasznie się nudziło. Nie wiedział, o czym ma rozmawiać z rodzicami, a wstydził się poprosić o włączenie radia. - Tom zawsze chciał sobie kupić Audi - zaczął patrzeć na stojące obok auto tej marki - Marzył o białej albo szarej. - A ty? - spytała Stephi - Jaki ty chcesz mieć samochód? - Audi - wzruszył ramionami - Tyle że tylko i wyłącznie białą - Ja zawsze chciałem kupić sobie BMV, ale jakoś nie stać mnie było na nią. Postanowiłem więc, że wezmę zwykłego Opla. - rzekł David, próbując złapać kontakt z chłopcem. - Mieliśmy w planie spędzić razem całe życie. My, nasze dziewczyny, nasze samochody i dwa ogromne dobermany
- Nie zamierzałeś dać mu trochę swobody? - zapytała blondynka - Nie. Ja bez Toma, to jak nie naładowany karabin. Jest do niczego. Chcieliśmy nawet razem umrzeć. - Co?! - Oburzył się David - Jak?! - Normalnie. To akurat była decyzja Toma. - I Masz zamiar teraz umrzeć? Zabić się? - Stephi odwróciła się za siebie. - Nie - zaprzeczył - Wyszło na to, że nie będziemy razem umierać. Kiedy to wszystko ustalaliśmy, mieliśmy jakieś dziewięć lat, więc... - Masz szczęście - zaśmiała się kobieta - Dlaczego? - zapytał zdziwiony - Tylko jedna czwarta bliźniaków na całym świecie jest ze sobą tak zżyta.
- Nie wierzyłem - odparł ze zdumieniem
- Oczywiście, nie liczę bliźniaczek - uśmiechnęła się - A powiedz mi, Masz jakieś zainteresowania? Hobby?
- Ogólnie to razem z Tomem pisałem piosenki. Zawsze chcieliśmy mieć zespół.
- Obaj byście śpiewali? - prychnął mężczyzna
- Nie... Tom chciał grać na gitarze. Ciągle powtarzał, że kupi sobie gitarę. Umie, a raczej umiał grać
- Jakim cudem? - spytała zaskoczona Stephi
- W domu dziecka mieliśmy różne kulka zainteresowań, ja z Tomem chodziliśmy na instrumentalne.
- A na czym ty umiesz grać? - wtrącił David
- Na nerwach - zaśmiał się - Nie no, na keybordzie. Tom miał opanowane wszystkie gitary, perkusje, keyboard, pianino, fortepian i choćby nawet ukulele.
Samochody ruszyły, więc David bardzo się ucieszył
- Jeśli zrobię coś głupiego, wybaczcie mi. Nadal nie przyzwyczaiłem się do braku Toma - rzucił, po chwili chcąc parsknąć śmiechem, jednak się powstrzymał.
- Eeem, okej - odparł David
- Zawsze kiedy robiłem coś głupiego, to Tom brał to na siebie, dlatego ja zostawałem bez winy.
- Słyszałam, że Tom był w poprawczaku... - Zaczęła - Powiesz nam, za co?
- Emm..... Ale... - wydukał - Ale to nie była jego wina! Bronił mnie!
W jednej chwili wróciły wszystkie wspomnienia.
"
- Przeproś ! - krzyknął Ian podduszając Billa
- Nie ! - po odpowiedzi dostał z całej siłwy przeciwnika w klatkę piersiową.
-Ej, weź go zostaw. Tylko żartował. - odezwał się starszy z braci.
- Co, też tak chcesz ? - puścił Billa i podszedł do Toma.
- Wal się. - splunął mu w twarz.
Ian nie wytrzymał i rzucił się na niższego od siebie chłopca.
- Co jak co, ale ty mi nie będziesz mówił, co mam robić ! - pchnął go mocno na ziemię. - I co, smarkaczu ? Wymiękasz ?
- Spierdalaj - kopnął starszego i szybko wstał.
Zaczął go okładać. Rękami, nogami. Do zabawy przyłączył się Bill. Gdy zorientowali się, co zrobili, było za późno. Chłopak już nie żył.
- Wezmę to na siebie - szepnął młodszy Kaulitz.
- No chyba cię pojebało - prychnął Tom
- Nie, Tom. Zawsze to ty bierzesz wszystko na siebie. Daj mi chociaż raz !
- Innym razem Bill. Innym razem. "
Z transu zapłakanego nastolatka wyrwała blondynka.
- Bill ?
- Innym razem wam powiem. Błagam, nie dziś.
Tak naprawdę w ogóle nie chciał im o tym mówić. Po co ? Żeby wszystko popsuć ? Nie, dziękuję.
- Dobrze. Innym razem. - uśmiechnęła się blado.
Czasem miał wrażenie, że jej uśmiechy wcale nie są szczere. Ale po co miałaby udawać uśmiech ? To nielogiczne.
Znów zasnął. Był już wykończony, a to dopiero początek dnia. Miał nadzieję, że reszta wakacji szybko mu minie. Chciał mieć się wkońcu do kogo odezwać. Ale chwila ... Czy będzie ktoś taki ? Przyjaciel ? Przyjaciółka ? Tu właśnie tkwi problem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)